Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#28248

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jestem fanatyczką fotografii. W związku z tym, w zeszłym roku, rodzice kupili mi na urodziny lustrzankę, coby pomóc mi w rozwijaniu zainteresowań. Aparat został kupiony na raty (spłacane zarówno przez rodziców, jak i przeze mnie) i (co ważne) ubezpieczony na kwotę 500 zł od uszkodzeń mechanicznych, na które składały się m.in upadek, zapiaszczenie, zalanie etc.

Tyle tytułem wstępu.

Jakiś czas temu, mój bardzo dobry kolega, poprosił mnie o pożyczenie aparatu - odmówiłam. Nie pożyczałam go nawet rodzicom i drżałam ze strachu na myśl, że cokolwiek mogłoby mu się stać. Kolega jednak nie ustępował, więc po dwóch dniach tyrady zgodziłam się pożyczyć mu aparat na kilka godzin - z zastrzeżeniem, że jak coś mu się stanie, to bez szemrania wpłaca mi na konto całą kwotę, którą na aparat wydałam.

Swojej decyzji szybko pożałowałam, bowiem kolega zwrócił mi aparat w stanie nie nadającym się do niczego...mojej reakcji chyba nie muszę opisywać. Tłumaczył, że przewrócił się w trakcie robienia zdjęcia, jak dla mnie jednak aparat spadł z dużej wysokości, lub zwyczajnie ktoś nim rzucił. Kolega niechętnie ale jednak, zobligował się do odkupienia go, lub oddania kasy.

Koniec problemów? Niekoniecznie...

Udałam się bowiem do sklepu, w celu reklamacji. Uzbrojona w rodziców i całą papierologię potrzebną w takiej sytuacji, oraz po wnikliwym przeczytaniu umowy (tak dla pewności) stanęłam przed przemiłym panem z działu obsługi klienta, po czym nakreśliłam mu sytuację, pokazując jednocześnie aparat, a raczej to, co z niego zostało.

Pan obejrzał, popukał, spróbował włączyć, po czym westchnął głęboko i powiedział, że tego rodzaju uszkodzenia, gwarancja nie obejmuje. W normalnej sytuacji, zapewne bym się z nim zgodziła, jednakże, jak już wspomniałam, wykupiłam dodatkowe ubezpieczenie, które tego typu uszkodzenia z całą pewnością obejmowało. Nie omieszkałam powiedzieć o tym panu, jednocześnie pokazując umowę, w której jasno było napisane, że naprawa/wymiana mi się w tym przypadku należy. Pan jednak nie dawał za wygraną, wciąż powtarzając, że gwarancja nie obejmuje upadku z dużej wysokości. Zdenerwowana nie na żarty poprosiłam kierownika. Pan jednak nieśmiało zasugerował zasięgnięcie drugiej opinii, po czym wezwał koleżankę. Sytuacja analogiczna do poprzedniej, gwarancja rzucania aparatem nie obejmuje. Moje wyjaśnienia skwitowała tylko krótkim - na przyszłość aparatu nikomu nie pożyczaj.

Tutaj przelała się czara goryczy i zażądałam kierownika. Oboje próbowali mnie jakoś ułagodzić, jednak kierownik zwabiony krzykami, wypadł ze swojego biura, z pytaniem, co się dzieje. Nakreśliłam sytuację, przytaczając wypowiedź dwóch żółtodziobów...twarz kierownika zmieniała barwy z prędkością światła, na koniec niemal para uszami poszła ;)

Awanturę jaką im zrobił, słyszało z pewnością całe centrum handlowe. Mnie zaś solennie zapewnił, że jak najbardziej mam prawo reklamować sprzęt, który zostanie mi naprawiony, lub wymieniony na nowy. Naprawiać nie było czego, więc miesiąc później otrzymałam nowiutki aparat, dla pewności, ponownie go ubezpieczając, jednak już nie w tym sklepie.

Wszystko skończyło się dobrze, zapytacie więc gdzie piekielność? Otóż ani pan konsultant, ani jego koleżanka, NIE WIEDZIELI, że "upadek" i "upadek z dużej wysokości" zaliczają się do jednej kategorii, więc według nich gwarancja tego nie obejmuje, bo co ma zwykły upadek, do upadku z dużej wysokości?


PS. Kolega nadal spłaca aparat. W ratach ;)

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 105 (177)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…