Zatrudniałam pracownika przez Urząd Pracy (śmieszna nazwa dla urzędu, który nikomu jeszcze chyba pracy nie załatwił...).
Zadzwoniła pani obsługująca bezrobotnych interesantów, żeby donieść jej kod PKD EKD i inne tam, a że byłam w okolicy, to powiedziałam, że podejdę do niej.
Wchodzę do pokoju, dzień dobry, ja w sprawie... i słyszę:
- Proszę poczekać.
Siadam więc przy biurku, a [P]Pani jedna z drugą zaczynają dialog, że Hania ma kwiaty i jej usychają, że wnuczka Zosi coś tam, coś tam...
Krew mnie [J] zalewa, mówię:
[J] Przepraszam, ale czekam....
[P] I dobrze, przecież mówię, że poczekać!
[J] Ale pani jest w pracy!
Zignorowała mnie i dalej plecie trzy po trzy. Gotuje się we mnie, biorę kartkę, długopis, piszę jej te pitolone kody i wstaje, a ona:
[P] O proszę! Bezrobotna, a jak się jej spieszy!
[J] Słucham???
[P] No co, czasu nie mamy? Do domciu się spieszy?
[J] Jest pani w pracy i szacunek do petenta się należy!
[P] A pani jest bezrobotna i może sobie poczekać.
[J] Akurat się pani myli, jestem pracodawcą, do którego SAMA pani zadzwoniła o te pitolone kody, więc przyłażę tu, tracę mój cenny czas, żeby pani w pracy sobie gadała o Hani i jej kwiatkach?
[P] Ojej przepraszam, nie wiedziałam...
[J] Aha, czyli do pracodawcy szacunek się należy, a dla bezrobotnego już nie?
Oczywiście trzasnęłam drzwiami najmocniej jak potrafiłam i skierowałam się wprost do gabinetu Dyrektora, gdzie złożyłam oficjalną skargę.
Dziś ta pani widząc mnie rumieni się jak buraczek i chyli głowę ze wstydu.
Zadzwoniła pani obsługująca bezrobotnych interesantów, żeby donieść jej kod PKD EKD i inne tam, a że byłam w okolicy, to powiedziałam, że podejdę do niej.
Wchodzę do pokoju, dzień dobry, ja w sprawie... i słyszę:
- Proszę poczekać.
Siadam więc przy biurku, a [P]Pani jedna z drugą zaczynają dialog, że Hania ma kwiaty i jej usychają, że wnuczka Zosi coś tam, coś tam...
Krew mnie [J] zalewa, mówię:
[J] Przepraszam, ale czekam....
[P] I dobrze, przecież mówię, że poczekać!
[J] Ale pani jest w pracy!
Zignorowała mnie i dalej plecie trzy po trzy. Gotuje się we mnie, biorę kartkę, długopis, piszę jej te pitolone kody i wstaje, a ona:
[P] O proszę! Bezrobotna, a jak się jej spieszy!
[J] Słucham???
[P] No co, czasu nie mamy? Do domciu się spieszy?
[J] Jest pani w pracy i szacunek do petenta się należy!
[P] A pani jest bezrobotna i może sobie poczekać.
[J] Akurat się pani myli, jestem pracodawcą, do którego SAMA pani zadzwoniła o te pitolone kody, więc przyłażę tu, tracę mój cenny czas, żeby pani w pracy sobie gadała o Hani i jej kwiatkach?
[P] Ojej przepraszam, nie wiedziałam...
[J] Aha, czyli do pracodawcy szacunek się należy, a dla bezrobotnego już nie?
Oczywiście trzasnęłam drzwiami najmocniej jak potrafiłam i skierowałam się wprost do gabinetu Dyrektora, gdzie złożyłam oficjalną skargę.
Dziś ta pani widząc mnie rumieni się jak buraczek i chyli głowę ze wstydu.
Urząd Pracy
Ocena:
1892
(1934)
Komentarze