Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#28583

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Witam! Tym razem będzie o piekielnym szpitalu(zresztą nie jedynym) Będzie trochę długo, ale chcę dokładnie nakreślić to, co się tam działo.
W połowie czerwca ubiegłego roku znajomy mojej mamy złamał nogę. Dzwonił do nas ze szpitala, więc wiadomo my z mamą szybko zakładamy jakieś bluzy, taksówka i do szpitala. Przyjeżdżamy około godz. 17, podchodzimy do dyżurki na izbie i pytamy na jakiej sali leży pan taki a taki. Pielęgniarka lekki karpik i mówi:
-Jak to na jakiej sali? Tu na korytarzu leży!
My z mamą zonk na pół twarzy, dziękujemy pielęgniarce i odchodzimy. Co się okazało: Znajomy leżał w wąziutkim korytarzyku, w dodatku w przejściu i to tak, że ktoś przechodząc trącał go w złamaną nogę. Chwilę rozmawiamy jak to się stało? gdzie? itp. Zleciała już godzinka, przechodzi jakaś [P]ielęgniarka, więc [Z]najomy pyta:
[Z]: Przepraszam, kiedy przyjdzie ortopeda i mnie obejrzy?
[P]: Ja nie wiem! Nie mam pojęcia! Pan tu leży i czeka. (Jakby miał zamiar gdzieś iść)Lekarz jak przyjdzie to będzie.
I poszła. No to wracamy do rozmowy, znajomy narzeka, że go coraz bardziej boli, nie ma nawet rentgena. Ja z tego wszystkiego powoli wyczerpywałem zapasy automatu z napojami. Około 19:30-20:00 Do gabinetu z napisem ORTOPEDA wchodzi lekarz i zaczyna wywoływać pacjentów:
-Pani Iksińska!
Po 15 minutach:
-Pani Diabelska!
Kolejne 20 minut czekania
-Pan Igrekowski!
I znowu
i tak dalej i tak ciągle. Około 22 wreszcie woła:
-Pan Piekielny!
Już mamy znajomego na łóżku szpitalnym wwozić, gdy nagle przed izbą rozlega się dźwięk karetki, do ortopedy wbiega ratownik i mówi, że musi kogoś natychmiast obejrzeć, podobno jakiś duży wypadek. No to ok. Czekamy. Mija 10 minut 30, 50. Godzina 23. Znajomy wreszcie wjeżdża na łóżku szpitalnym do gabinetu. Po 10 minutach wychodzi z lekarzem, jadą na rentgen. 23:45 Rentgen
zrobiony, opisany: Złamanie kości piszczelowej nogi bla bla bla, lekarz mówi, że potrzebna będzie operacja, włożenie tytanowych list i chodzenie przez pół roku o kulach. Kilka minut po 24 Lekarz wreszcie wiezie znajomego na salę. Myślę, że już ok, zaraz stąd z mamą wyjdziemy, a do znajomego wrócimy rano. Ale gdzie tam! Coś zawsze musi się jeszcze dziać. Dojeżdżamy na oddział i pielęgniarka dyżurująca mówi, że nie ma miejsc. No to pięknie - myślę. Ale! Ona już ma jakiś pomysł. Mówi do jakichś innych pielęgniarek:
-Dajcie tego z sali 2 do 5, tego z 7 do 11, tego z 8 do 12, a tego z 9 na 1. Zaczęło się przemieszczanie pacjentów, budzenie ich, przesuwanie łóżek, ale wreszcie się udało! Jest miejsce. Dokładnie o 24:45. Żegnamy się ze znajomym, zamawiamy taksówkę i wracamy do domu. Weszliśmy, było tak około 1:00-1:15.
Ehh... Co to za kraj, żeby ze złamaną nogą na przeleżeć prawie 7 godzin na korytarzu. Masakra!

służba_zdrowia

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 24 (112)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…