Skąd Litwini wracali? Z nocnej wracali imprezy.
W szpilkach byłam, kolano się odezwało, nie chciałam jechać taksówką, bo mieszkam 10 min. od punktu docelowego, ale zrobiłam błąd i postanowiłam zrobić skrót.
Że jechanie na cheatach nie popłaca, dowiedziałam się w tempie błyskawicznym, gdy oto, w terenie nieuczęszczanym nawet w dzień, pojawiła się grupa kilku panów porozumiewających się ekspresywną polszczyzną, która mogłaby stanowić próbkę materiałową dla autora "Słownika polskich przekleństw i wulgaryzmów".
Nieco utykając na jedną nogę, zbliżałam się powoli do mieszkania, myśląc, że jestem podła wkładając wszystkich do jednego worka, a to mogą być bardzo kulturalni ludzie, chociażby z ruchu oazowego, kiedy jednak znalazłam się na wysokości panów, wyrzuty sumienia minęły.
Zostałam otoczona, a oni bynajmniej nie chcieli się bawić w kółko graniaste. Zostałam poproszona bogatą polszczyzną o okazanie portfela, co też niezwłocznie zrobiłam, realnie oceniając swoje szanse. Nie widziałam żadnej twarzy, bo było w tym lasku niesamowicie ciemno.
Pięć razy robiłam jednak prawo jazdy i szlag mnie trafiał na myśl, że mogę je stracić tak od ręki, a potem biegać po urzędach żeby dostać nowe. I choć do urzędników mam stosunek ze względów osobistych zdecydowanie pozytywny, to nie uśmiechało mi się tracić kolejnych godzin względnej młodości w kolejkach.
Zresztą zbliża się czas gubienia legitymacji i trzeba się nieźle w dziekanacie natłumaczyć...
Mając to wszystko na uwadze - zaczęłam perorować, że dokumenty im na nic, że prawko, że dowód, że legitymacja, że bądźmy ludźmi.
Byli już w pewnej odległości, ale jeden najwyraźniej przemyślał moje słowa, bo przy blasku odpalanej fajki, wyciągnął moje plastiki z portfela chcąc mi rzucić.
Starczyło jedno spojrzenie na zdjęcie czy na dane. I usłyszałam rozmowę:
-Ej, chłopaki, dajcie portfel,
-Powaliło cię? Co je?
-Dajcie jej, zoba.
Panowie pośmiali się, że zwała, że ja je*ie, że bez kitu i inne takie, po czym zwrócili w moim kierunku.
Z bolącym kolanem nawet nie próbowałam uciekać. A powód zmiany zwrotu wektora ich ruchu wydał mi się oczywisty.
Ja sama, lasek, kilku facetów. Koniec.
Podeszli do mnie ze śmiechem, najwyraźniej świetnie się bawiąc, po czym jeden z nich wyciągnął w moim kierunku ręce... i oddał portfel.
Z całą zawartością.
-Dobry wieczór. - Usłyszałam. - Nie poznaje mnie pani?
Nie poznałam.
-Miała pani polski u nas w technikum, praktykantka, nie?
-Eee... miałam taki epizod.
-No i pani jest spoko. Jak powiedzieliśmy, że "Walc"
-..."Tango"
-No, "Tango" jest z du*y wzięte i napisał je koleś z "M jak miłość", to się pani nie wściekła, tylko nam tłumaczyła. Pani jest spoko. Sorry, że dopiero po nazwisku zjarzyłem, ale ciemno jest.
-No w porządku.
-Ale także... No tego... Co złego to nie my.
Po czym zostałam eskortowana prawie pod sam dom, bo "okolica niebezpieczna".
Jeszcze loguję się do rzeczywistości.
W szpilkach byłam, kolano się odezwało, nie chciałam jechać taksówką, bo mieszkam 10 min. od punktu docelowego, ale zrobiłam błąd i postanowiłam zrobić skrót.
Że jechanie na cheatach nie popłaca, dowiedziałam się w tempie błyskawicznym, gdy oto, w terenie nieuczęszczanym nawet w dzień, pojawiła się grupa kilku panów porozumiewających się ekspresywną polszczyzną, która mogłaby stanowić próbkę materiałową dla autora "Słownika polskich przekleństw i wulgaryzmów".
Nieco utykając na jedną nogę, zbliżałam się powoli do mieszkania, myśląc, że jestem podła wkładając wszystkich do jednego worka, a to mogą być bardzo kulturalni ludzie, chociażby z ruchu oazowego, kiedy jednak znalazłam się na wysokości panów, wyrzuty sumienia minęły.
Zostałam otoczona, a oni bynajmniej nie chcieli się bawić w kółko graniaste. Zostałam poproszona bogatą polszczyzną o okazanie portfela, co też niezwłocznie zrobiłam, realnie oceniając swoje szanse. Nie widziałam żadnej twarzy, bo było w tym lasku niesamowicie ciemno.
Pięć razy robiłam jednak prawo jazdy i szlag mnie trafiał na myśl, że mogę je stracić tak od ręki, a potem biegać po urzędach żeby dostać nowe. I choć do urzędników mam stosunek ze względów osobistych zdecydowanie pozytywny, to nie uśmiechało mi się tracić kolejnych godzin względnej młodości w kolejkach.
Zresztą zbliża się czas gubienia legitymacji i trzeba się nieźle w dziekanacie natłumaczyć...
Mając to wszystko na uwadze - zaczęłam perorować, że dokumenty im na nic, że prawko, że dowód, że legitymacja, że bądźmy ludźmi.
Byli już w pewnej odległości, ale jeden najwyraźniej przemyślał moje słowa, bo przy blasku odpalanej fajki, wyciągnął moje plastiki z portfela chcąc mi rzucić.
Starczyło jedno spojrzenie na zdjęcie czy na dane. I usłyszałam rozmowę:
-Ej, chłopaki, dajcie portfel,
-Powaliło cię? Co je?
-Dajcie jej, zoba.
Panowie pośmiali się, że zwała, że ja je*ie, że bez kitu i inne takie, po czym zwrócili w moim kierunku.
Z bolącym kolanem nawet nie próbowałam uciekać. A powód zmiany zwrotu wektora ich ruchu wydał mi się oczywisty.
Ja sama, lasek, kilku facetów. Koniec.
Podeszli do mnie ze śmiechem, najwyraźniej świetnie się bawiąc, po czym jeden z nich wyciągnął w moim kierunku ręce... i oddał portfel.
Z całą zawartością.
-Dobry wieczór. - Usłyszałam. - Nie poznaje mnie pani?
Nie poznałam.
-Miała pani polski u nas w technikum, praktykantka, nie?
-Eee... miałam taki epizod.
-No i pani jest spoko. Jak powiedzieliśmy, że "Walc"
-..."Tango"
-No, "Tango" jest z du*y wzięte i napisał je koleś z "M jak miłość", to się pani nie wściekła, tylko nam tłumaczyła. Pani jest spoko. Sorry, że dopiero po nazwisku zjarzyłem, ale ciemno jest.
-No w porządku.
-Ale także... No tego... Co złego to nie my.
Po czym zostałam eskortowana prawie pod sam dom, bo "okolica niebezpieczna".
Jeszcze loguję się do rzeczywistości.
lasek
Ocena:
1608
(1690)
Komentarze