Historia miała miejsce dość dawno temu, kiedy moja mama jeszcze chodziła do szkoły. A właściwie dojeżdżała z małej wioski B. do małego miasta D. Autobusy jeździły rzadko, więc zawsze był w nich tłok.
Pewnego dnia moja mama wracała ze szkoły, pełno ludzi w autobusie, ścisk, ciepło i parno. Na środku autobusu stał pewien pan bardzo słusznej postury z jeszcze większym brzuchem. Autobus co chwilę stawał, ruszał, skręcał itp, więc ludzi obijali się jeden od drugiego.
Jak tylko ktoś wpadł na tego pana, on grzecznie i spokojnie odpowiadał "Proszę na mnie nie wpadać". Sytuacja powtarzała się kilka razy.
Nagle autobus gwałtownie zahamował, ludzie polecieli do przodu, nieuniknionym więc było, że parę osób wpadło dość mocno na owego pana.
I nagle zaczęło nieprzyjemnie pachnieć, ba śmierdziało tak, że łzy same ciekły. A śmierdziało g*wnem.
Na co pan spokojnym głosem ze stoickim spokojem powiedział:
- Ostrzegałem.
Pewnego dnia moja mama wracała ze szkoły, pełno ludzi w autobusie, ścisk, ciepło i parno. Na środku autobusu stał pewien pan bardzo słusznej postury z jeszcze większym brzuchem. Autobus co chwilę stawał, ruszał, skręcał itp, więc ludzi obijali się jeden od drugiego.
Jak tylko ktoś wpadł na tego pana, on grzecznie i spokojnie odpowiadał "Proszę na mnie nie wpadać". Sytuacja powtarzała się kilka razy.
Nagle autobus gwałtownie zahamował, ludzie polecieli do przodu, nieuniknionym więc było, że parę osób wpadło dość mocno na owego pana.
I nagle zaczęło nieprzyjemnie pachnieć, ba śmierdziało tak, że łzy same ciekły. A śmierdziało g*wnem.
Na co pan spokojnym głosem ze stoickim spokojem powiedział:
- Ostrzegałem.
komunikacja_miejska
Ocena:
769
(837)
Komentarze