zarchiwizowany
Skomentuj
(3)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Żeby nie było, że tak w kółko o zwierzakach, to dziś opowiem o sąsiadach z piętra. Dla wyjaśnienia: mieszkamy koło jednostki wojskowej, w starych koszarach - tzw. pruskim murze (budynki o konstrukcji drewnianej, czyli schody, barierki, okna też drewniane – myślę, że fakt istotny). Wspomniana rodzinka to ludzie z gatunku bardzo się kochających, na co wskazuje liczba dość już wyrośniętego potomstwa.
Kilku członków owej rodziny miało słabość do żółtego napoju z pianką, a jeżeli finanse pozwalały, również do szlachetniejszych trunków. Jednak tylko w jednym z nich po spożyciu nadmiaru w/w cieczy, budziła się dusza artysty. Wtedy to zaczynały się prace mające na celu zmianę wystroju klatki schodowej. Jak to w sypiącym się budynku, klatka schodowa nie należy do najpiękniejszych, więc należało od czasu do czasu zaprowadzić w niej artystyczny nieład, w skład którego wchodziły:
- śmieci (jeżeli nie było w domu, to zawsze można przynieść z dworu)
- na ścianach i podłodze plamy z różnych płynów bliżej nieokreślonego pochodzenia (pełniły również ważną funkcję - aromaterapeutyczną)
- wybite szyby w oknach (duszno na korytarzu a obsługa otwierania i zamykania okien przecież taka skomplikowana); czasem też całe skrzydła okienne miały lekcje latania z 1 piętra
- redekoracja ścian – bo po co okablowanie ma tkwić pod tynkiem? - przecież wiszące i grożące porażeniem wyglądają o wiele ładniej…
I tak przez lata sąsiad utrzymywał „porządek” na klatce na stałym poziomie, do czasu… Pewnego dnia (miałam jakieś 10 lat i byłam sama w domu) usłyszałam hałasy dochodzące zza drzwi wejściowych. Wyglądam przez wizjer i co się okazało? Sąsiadowi znudził się korytarz, więc postanowił poszerzyć swoje prace również o schody. Niestety wtedy okazało się, że barierki towarzyszące schodom nie mieszczą się w światopoglądzie artysty, więc cóż innego miał zrobić, jeśli nie skorygować za pomocą słusznych rozmiarów siekiery?
Do dziś jak wspominam tę sytuację, dziękuję opatrzności, że artystyczna dusza tego artysty nie miała w planach drzwi sąsiadów, ewentualnie przemeblowania ich mieszkań…
Kilku członków owej rodziny miało słabość do żółtego napoju z pianką, a jeżeli finanse pozwalały, również do szlachetniejszych trunków. Jednak tylko w jednym z nich po spożyciu nadmiaru w/w cieczy, budziła się dusza artysty. Wtedy to zaczynały się prace mające na celu zmianę wystroju klatki schodowej. Jak to w sypiącym się budynku, klatka schodowa nie należy do najpiękniejszych, więc należało od czasu do czasu zaprowadzić w niej artystyczny nieład, w skład którego wchodziły:
- śmieci (jeżeli nie było w domu, to zawsze można przynieść z dworu)
- na ścianach i podłodze plamy z różnych płynów bliżej nieokreślonego pochodzenia (pełniły również ważną funkcję - aromaterapeutyczną)
- wybite szyby w oknach (duszno na korytarzu a obsługa otwierania i zamykania okien przecież taka skomplikowana); czasem też całe skrzydła okienne miały lekcje latania z 1 piętra
- redekoracja ścian – bo po co okablowanie ma tkwić pod tynkiem? - przecież wiszące i grożące porażeniem wyglądają o wiele ładniej…
I tak przez lata sąsiad utrzymywał „porządek” na klatce na stałym poziomie, do czasu… Pewnego dnia (miałam jakieś 10 lat i byłam sama w domu) usłyszałam hałasy dochodzące zza drzwi wejściowych. Wyglądam przez wizjer i co się okazało? Sąsiadowi znudził się korytarz, więc postanowił poszerzyć swoje prace również o schody. Niestety wtedy okazało się, że barierki towarzyszące schodom nie mieszczą się w światopoglądzie artysty, więc cóż innego miał zrobić, jeśli nie skorygować za pomocą słusznych rozmiarów siekiery?
Do dziś jak wspominam tę sytuację, dziękuję opatrzności, że artystyczna dusza tego artysty nie miała w planach drzwi sąsiadów, ewentualnie przemeblowania ich mieszkań…
klatka schodowa
Ocena:
75
(123)
Komentarze