Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#29423

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś napiszę o okołomotoryzacyjnej "przygodzie" która mi się przytrafiła w dzień świątecznego śniadanka. Gdy o tym pomyślę to aż mną trzęsie. Historia dotyczyć będzie sytuacji dość dramatycznej, o tym jak wielce nieodpowiedzialni ludzie się trafiają i o mojej sympatii do mojej maszyny.

Mianowicie, pogoda była całkiem znośna, więc postanowiłem po świątecznym śniadaniu wybrać się na przejażdżkę, celem zatankowania samochodu i zakupu papierochów. Dotarłem do stacji, zatankowałem, zapłaciłem i podczas odjazdu zaświtał mi pomysł, że może bym sobie jeszcze piwko na wieczór wziął. Jak pomyślałem tak i zacząłem plan wprowadzać w życie.

Auto zaparkowałem na przystacjowym parkingu pomiędzy dużym dostawczakiem typu Ford transit i (co ważne) srebrnym nowiutkim Fordem Fusion i poszedłem na powrót do budynku stacji, wybierać szlachetny złocisty napój. Wybrałem, zapłaciłem i wyszedłem kierując się do mojego samochodu. Całej sytuacji towarzyszyły ryki zdezelowanego BMW, katowanego po okolicy przez przedstawicieli subkultury charakteryzującej dudniącą "muzyką" i paskami na portkach od pidżamy. Katowali to BMW na tyle oporowo, że kierowca niemieckiej maszyny chyba chciał "driftem" wjechać na parking z ulicy.

Wszystko trwało bardzo króciutką chwilę, a mi wtenczas przed oczami zamajaczyło całe życie i chwile spędzone na dopieszczaniu auta. Serce podeszło mi do gardła i tam utknęło wraz z głosem i oddechem, zakręciło mi się w głowie, stan przedzawałowy chyba to był, aż upuściłem browary zamarłszy w bezruchu w poczuciu rozpaczy, bezradności i beznadziei myśląc, że już po wszystkim, że straciłem obiekt mojego pożądania na zawsze.

A co się stało? Kierowca rozgraconego BMW przecenił swoje umiejętności i przekonał się, że nie jest mistrzem kierownicy. Z ogromną jak na tamte warunki prędkością, wspomnianym, nieszczęsnym, "driftem" chciał wbić się w wąski wjazd na parking zlokalizowany pod kątem 90 stopni względem szosy. I wbił się w zakręt trochę za szeroko. Silnik na wysokich obrotach. Przeraźliwy pisk opon i... Gruchnął ze słusznym impetem w samochody stojące już na parkingu, a konkretnie w stojącego obok mojego Fiata Forda Fużyn.
Ja w tym czasie szedłem od strony budynku stacji i duży Ford Transit zasłaniał mi wizję na auta stojące po jego drugiej stronie, toteż właśnie dlatego o mało nie umarłem z wrażenia/przerażenia, bom myślał, że idiota z BMW gruchnął w mojego Fiata, który jest w bardzo podobnym kolorze co ów Ford Fużyn, a ja zobaczyłem jedynie skrawek srebrnego "czegoś", co pod wpływem uderzenia przesunęło się pod samą ścianę stacji (na której się de facto zatrzymało i rozbiło przód). Ford przesunął się o całą swoją długość...

I stałem tam taki zamotany jakiś czas, zanim do mnie dotarło, że to nie mój samochód dostał tęgiego bata. Rzuciłem w cholerę resztę zakupów i cały już byłem mokry od zimnego potu jakim się zalałem zbliżając się do mojego auta, spodziewając się najgorszego, że może mój oberwał rykoszetem, czy BMW go przypadkiem nie zahaczyło i najczarniejsze scenariusze się przewijały.

W końcu, zza Transita, wyłonił mi się obraz nędzy i rozpaczy, a jednocześnie poczułem ogromną ulgę, bo mój Fiacik niczym nie oberwał, a tył BMW stał niecałe dziesięć centymetrów od powierzchni lakieru mojego pojazdu. Zacząłem szacować straty uczestników, sam już nie wiem po co. BMW miało skasowany przód wbity w bagażnik Forda aż do jego tylnej osi. Szyby w przednich drzwiach poszły w drobiazgi, przednia zamieniła się w malowniczą "pajęczynkę". Natomiast linia podłogi forda wybrzuszyła się w dół w wyniku zmiażdżenia konstrukcji samochodu pomiędzy BMW a ścianą.

Z bawarskiego wraku wytoczyło się towarzystwo: Zapłakane panienki sztuk dwie, narąbany pasażer, kolejny narąbany pasażer i UWAGA - jeszcze jeden narąbany pasażer, a na koniec kierowca też nie do końca trzeźwy. Wszyscy wychodzili przez lewe tylne drzwi bo tylko te chciały się otworzyć - reszta drzwi była najwyraźniej zaklinowana. I tak całe towarzystwo najechało na Mistrza Kierownicy: "Coś Ty, urwał nać, zrobił! Teraz to już będzie wuj, posadzą mnie, urwał nać, ja *pierniczę*" i "uju, rajdować się zachciało, geju jeden w tylną część ciała penetrowany" albo "zabić nas chciałeś? Masz zaciesz, urwał nać?".
Trwało to chwilę, poprzepychali się trochę i Mistrz Kierownicy stwierdził coś czego przez długi czas nie zapomnę:
- Jestem nieletni, gówno mi zrobią.
Okazało się, że kierował chłopaczek mający lat szesnaście, a właścicielem BMW był jeden z narąbanych pasażerów.

Ze stacji wybiegł właściciel Forda, menadżer czy tam właściciel stacji - szef tego przybytku w każdym razie i nie do końca zajarzył co się stało z jego samochodem, który to odebrał z salonu dwa dni wcześniej wnioskując z tego co w przypływie emocji z siebie wybąkiwał.
Po chwili tłumaczenia "szefowi" tego co widziałem, przyjechała Policja, zapakowała "ekipę" do policyjnego vana i do mnie po zeznania uderzyli - pierwsze co zrobili to zbadali mnie alkomatem, bo waliło ode mnie piwem, którym się obryzgałem gdy mi upadło. Popytali o wszystko, obejrzeli monitoring i spisali protokół czy co oni tam robią w takich wypadkach. Porobili zdjęcia służbowymi cyfrakami (sic!) i mnie puścili. W międzyczasie, wypaliłem pół paczki papierosów.

Emocje nadal mi nie dają żyć, przecież mógł ktoś zginąć. Jak wielkim idiotą trzeba być, aby po drogach publicznych tak szaleć. Jak wielkim idiotą trzeba być, aby dzieciakowi dać kluczyki do samochodu? Ogólnie przeraża mnie to wszystko, bo idiotów jest chyba coraz więcej na świecie.

stacja paliw

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 687 (785)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…