Leżę w szpitalu. Znowu.
Ot wyrwałam się z łoża boleści na które złożyła mnie choroba i popełzłam na zaliczenie przedmiotu. Wiadomo, nerwy, stres, ogólne osłabienie, gorączka... Ale nie ma zmiłuj.
No i trzeba było leżeć - w drodze powrotnej z egzaminu (zaliczone na 4!) zrobiło mi się bardzo słabo. Do przyjazdu autobusu ponad godzina. Podjęłam tedy decyzję, że zamiast telepać się na przystanku przejdę się do pewnego hipermarketu na "C" i kupię sobie jakiś wspomagacz sił witalnych - czekoladkę.
Dopełzłam na 2 piętro, zgubiłam się między regałami, zdyszałam, zmęczyłam, mroczki przed oczami, ale w końcu dorwałam czekoladę w cenie na którą mogłam sobie pozwolić.
Powoli postukałam na moich obcasikach do kasy. Stojąc w ogonku nerwowo przeliczałam gotówkę - całe 1,40 w 10 i 20 groszówkach.
Stoję, stoję... co tu dużo mówić - nie ustałam, zemdlałam.
Co się działo dalej można się dowiedzieć na ten przykład z monitoringu - współkolejkowicze i kasjerka rzucili się na ratunek, razem z panem z ochrony zabrali mnie na ubocze i zadzwonili po karetkę. Pięknie! Super!
Ale był też pan, stojący bezpośrednio za mną, który rzucił się za mną na ziemie jeszcze szybciej niż inni... żeby pozgarniać rozsypane drobniaki i uciec, pozostawiając swój wózek z zakupami - notabene wielki i wyładowany. Przypominam 1,40pln.
Ręce opadają.
Ot wyrwałam się z łoża boleści na które złożyła mnie choroba i popełzłam na zaliczenie przedmiotu. Wiadomo, nerwy, stres, ogólne osłabienie, gorączka... Ale nie ma zmiłuj.
No i trzeba było leżeć - w drodze powrotnej z egzaminu (zaliczone na 4!) zrobiło mi się bardzo słabo. Do przyjazdu autobusu ponad godzina. Podjęłam tedy decyzję, że zamiast telepać się na przystanku przejdę się do pewnego hipermarketu na "C" i kupię sobie jakiś wspomagacz sił witalnych - czekoladkę.
Dopełzłam na 2 piętro, zgubiłam się między regałami, zdyszałam, zmęczyłam, mroczki przed oczami, ale w końcu dorwałam czekoladę w cenie na którą mogłam sobie pozwolić.
Powoli postukałam na moich obcasikach do kasy. Stojąc w ogonku nerwowo przeliczałam gotówkę - całe 1,40 w 10 i 20 groszówkach.
Stoję, stoję... co tu dużo mówić - nie ustałam, zemdlałam.
Co się działo dalej można się dowiedzieć na ten przykład z monitoringu - współkolejkowicze i kasjerka rzucili się na ratunek, razem z panem z ochrony zabrali mnie na ubocze i zadzwonili po karetkę. Pięknie! Super!
Ale był też pan, stojący bezpośrednio za mną, który rzucił się za mną na ziemie jeszcze szybciej niż inni... żeby pozgarniać rozsypane drobniaki i uciec, pozostawiając swój wózek z zakupami - notabene wielki i wyładowany. Przypominam 1,40pln.
Ręce opadają.
Ocena:
1136
(1214)
Komentarze