Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#29959

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W czasach, kiedy młode i zdrowe ciało pozwalało mi na robienie wszystkiego, co miałam do zrobienia dopiero po kolacji, często niejedną letnią nocą przyszło mi być mimowolnym świadkiem ulicznych dramatów mojej dzielnicy.

Siedzę sobie, stukam w klawisze i słucham muzyki dochodzącej z trzech sąsiedzkich okien, każda innego gatunku. Lato. Bar, który znajduje się naprzeciwko wciąż otwarty, chociaż dochodzi trzecia. Taki after-party dla imprezowiczów z centrum, którzy właściwie mieli już wracać do domu, no ale trzeba jeszcze się dopić i wejść w konflikty, pobić i powyzywać swoich u siebie na dzielni. Norma.

Zaczyna się typowo, kłótnia młodego małżeństwa. Drą się wniebogłosy i współczuję ludziom, którzy muszą rano wstawać. Poznaję przebieg całej dyskoteki od wyjścia z domu, a potem całą historię związku i co kto komu zrobił. Zaczyna się robić goręcej. Nadmienię, że mieszkam wśród specyficznego środowiska i naprawdę mało co jest w stanie zrobić na mnie wrażenie. Panna więc rzuca torebką, klęka, on się kładzie i płacze, ona się bije po twarzy, on kopie śmietnik, dwadzieścia minut leżą oboje i każde majaczy po swojemu, takie różne akcje. W pewnym momencie zaczyna się jednak robić bardziej agresywnie, zaczynają się bić. Trudno, trzeba wezwać Policję, ale zastanawiam się jeszcze pięć razy (potem zrozumiecie, dlaczego).

Panna słabnie, facet wykorzystuje moment, chwyta ją za piękne długie włosy i ciągnie po ulicy "do domu, szmato", a za nią wlecze się jej brokatowa torebka i zgubiony pantofelek. Chodnik obciera ją niesamowicie, płacze, a on ją ciągnie jak worek kartofli. Na szczęście jest już Policja.

A teraz najciekawsze: uratowana żonka odzyskuje siły, szuka swojej torebki, kolesia biorą do radiowozu. Następuje akcja "mój ci on, nie zabierajcie mi go, on nic nie zrobił". Na nic jej protesty. Policjant grozi, że jak nie przestanie, to też ją wezmą. W odpowiedzi funkcjonariusz nagle, ku przerażeniu i zaskoczeniu wszystkich otrzymuje wielkiego, soczystego kopa ze szpilki w brzuch, bo ma natychmiast wypuścić jej męża i jak ona się dowie który to ch..j zadzwonił na 112...

Policjant dochodzi do siebie, panna zostaje odstawiona na przystanek nocnego autobusu (nie zabrali jej dla świętego spokoju). Wraca jeszcze co pół godziny szukać swojego błyszczyku po koszach na śmieci, po czym oddala się w nieznanym kierunku.

Dwa dni później zakochana para spaceruje po mojej ulicy za rękę z siatką pełną mleka, świeżych warzyw i bagietek.

Niech żyje miłość.

ulica

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 693 (727)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…