Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#30004

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dawno nic nie dodawałam, ale postanowiłam się historyjką jak to mój mąż "znielubił" naszych stróżów prawa - czyli policję.

Tego dnia miał parszywy humor.Postanowił więc poprawić sobie nastrój i wybrać się na piwo.
Ok. Poszedł.
Mija godzina, dwie, trzy, cztery.
Jego nie ma.
Telefon milczy. Dodzwonić się nie mogę. Zero kontaktu.
Zaczynam się martwić nie na żarty, kiedy nadeszła noc, a jego nadal nie ma. Ale czekam dzielnie warując przy drzwiach, bo może aż nadto się dobrze bawił i trunków za dużo spożył???
Tylko czemu telefon wyłączony???

Godzina 6 rano. Zmęczona jak pies, nieprzytomna po nieprzespanej nocy, biorę sukę i idę na "patrol" sprawdzić, czy jak syn Sparty nie "poległ" gdzieś w okolicy.
Nie ma nigdzie ani ślady po moim mężczyźnie.

Dzwonię na policję ostatecznie sprawdzić, czy panowie niebiescy czegoś nie wiedzą na jego temat.
Ależ wiedzą!!! Nawet nie musieli nigdzie sprawdzać (o dziwo), tylko od razu powiedzieli, że tak znaleźli go i wywieźli do Łodzi celem wytrzeźwienia. Nawet nie na izbę, tylko na tamtejszy komisariat, bo tak i koniec.
Dodzwonić się tam nie mogłam, więc wysyłam starszego syna do szkoły, młodszego za łapkę i jedziemy do Łodzi dowiedzieć się co i jak i kiedy go wypuszczą bo na popołudniową zmianę do pracy musi iść.

Na miejscu nikt nic powiedzieć nie umie, nie chce. Każą czekać, odsyłają od posła do osła, spławiają jak mogą.
Stoję sobie w poczekalni i nagle widzę jak mój mąż, z rękami wykręconymi do tyłu, szorując nosem po ziemi prowadzony jest ...gdzieś tam. Na boso, bez spodni, w samej koszulce (dobrze, że dłuższa była bo by gołym tyłkiem świecił).
Stoję osłupiała, nie wiem o co chodzi, bo zwykłego pijaczka tak raczej nie traktują a tu...
Szkoda, że zdjęć nie zrobiłam.
Bo wtedy był jeszcze cały i zdrowy, a miała bym przynajmniej dowód dla sądu i prokuratury.
Po takim "widowisku" panowie niebiescy oznajmiają wreszcie, że przed 22-gą go nie wypuszczą i żeby nie czekać.
Ok.
Wracamy do domu.
Tłumaczę jego kierownikowi czemu dziś do pracy przyjść nie może itp.

Nagle - jakieś dwie godziny po powrocie z tamtego nieszczęsnego komisariatu telefon, że mąż u nas w szpitalu jest i żeby do odebrać i jakieś ubrania wziąć ze sobą.
O k...! O co chodzi??? Przecież miał być do 22...
No nic - pakuję młodego, telefon do wuja, żeby zawiózł nas do szpitala, jedziemy.
Na miejscu szok.

Małżonek wyglądał jak po spotkaniu z nosorożcem, albo jakimś innym wielkim zwierzem. Cały siny. Sińców okularowych nawet panda by się nie powstydziła. Jakieś niewiadomego pochodzenia skaleczenia i otarcia.
Prawie mówić nie może po uderzeniu w krtań. Koszulka, w której go dwie godziny wcześniej widziałam cała w strzępach... Obraz nędzy i rozpaczy.

Okazało się, że już po mojej wizycie na tamtejszym komisariacie nie chciał dmuchnąć w alkomat, więc kilku dużych panów zrobiło mu wjazd do celi, skleiło ręce taśmą klejącą i tak go pobili, że ledwie go później poznałam. Bo "dyskutował".
Zrobiłam już w domu dokumentację fotograficzną każdego - nawet najmniejszego - obrażenia. Obdukcja lekarska zrobiona w zakładzie medycyny sądowej. Doniesienie do prokuratury.
Przesłuchania, ciągania. Sprawa umorzona.
Odwołanie. Sąd. Tam sprawa utknęła do dziś. Zaginęła jak statki w Trójkącie Bermudzkim.

Ja nie wybielam mojego męża. Nie twierdzę, że zawsze jest grzeczny, a panowie niebiescy są be. Ale nawet jakby zachowywał się nie tak - to nie musieli go tak skatować. Są inne środki na niegrzecznych obywateli.
I mogli by mu oddać wszystko co zabrali, bo chyba te parę groszy, które miał przy sobie i odtwarzacz mp3, który sobie niejako przy okazji wzięli nie wpłynął znacząco na poprawę sytuacji finansowej żadnego z panów policjantów.

Pewien komisariat w Łodzi.

Skomentuj (104) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 773 (893)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…