Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#30586

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia ze stycznie, a konkretnie jakiś tydzień po sylwestrze.

Wracam sobie ze szkoły. Godzina 17 więc już ciemno jak diabli, a jako że mieszkam na odludziu to oświetlenia żadnego. Przechodzę przez mostek nad rzeczką. Cicho, gdy nagle słyszę coś miałczy przeraźliwie. No trudno. Złażę pod ten most, telefon w łapkę w świecę ile się da. Okazało się, że pod mostem, w wykopanej dziurze jakiś "człowiek" zostawił kota w szczelnie zaklejonym taśmą kartonie. Szybko więc kartonik wyjmuję i biegnę sprintem do domu. Stworzonko po drodze przestaje miałczeć, a ja nie wiem ile tam tak leżał na dużym mrozie. Przestraszona wpadam do domku. Okazało się, że kotek wychudzony, sama skórka i kości z ogolonym futrem, poraniony przez nie wiem nawet co.

Kotka nazywa się Pusia i ma się dobrze. Została tak nazwana przez futerko które jej szybko odrosło. Teraz jest szczęśliwym półrocznym kociakiem.

Zastanawia mnie tylko fakt jakim trzeba być potworem aby tak zwierzaka zostawić.
Ja za dochodzę do wniosku, że przyjaciela możesz znaleźć nawet pod mostem w kartoniku.

gdzieś na pomorzu

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 252 (334)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…