Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#30921

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia, która przez dłuższy czas elektryzowała mieszkańców mojego osiedla.

Jakiś czas temu na osiedlu bawiło się kilkoro dzieci w wieku 5-7 lat. Nagle, nie wiadomo skąd w piaskownicy pojawił się pies sąsiadów i jak gdyby nigdy nic zaczął gryźć jedną z dziewczynek. Pies rasy niezidentyfikowanej, wielkości przeciętnego owczarka. Na osiedlu jak na złość ani jednego dorosłego.
Dziewczynka się drze, pies łapie ją to za nogę to za rękę, inne dzieci płaczą przerażone.

Wtem z klatki wybiega sąsiad, który widział wszystko przez balkon, dopada psa i paroma kopniakami daje mu do zrozumienia, że koniec zabawy. Sąsiad dopada do dziecka i w tym momencie pies gryzie go w łydkę. Porządnie. Sąsiad w wielkim stresie, niestety dusi psa gołymi rękami. Na śmierć. Pies leży bez ruchu, sąsiad rozgania dzieci do domów, a poszkodowaną na ręce, w podskokach do samochodu i na pogotowie. (bo nieźle krwawiła podobno) Dziewczynkę zszywają, ten wykonuje milion tel. do sąsiadów, coby rodziców zawiadomili.

Sprawa przeciw właścicielom psa się odbyła, dostali sporą grzywnę. O ile właściciel zachowywał się zwyczajnie, o tyle jego żona nie. Płakała ciągle, powtarzała jak szalona, że "to był dobry piesek", histerie urządzała piękne na sali rozpraw. Mogłoby być koniec, ale nie na darmo piszę tę historię na piekielnych.

Po jakiś czasie sąsiad-morderca psów, dostaje wezwanie do sądu. Za zabicie psa. Żeby było jeszcze śmieszniej, w dniu rozprawy przychodzi do niego mąż tej histeryzującej właścicielki psa. I mówi:
- że bardzo przeprasza za to, próbował żonę powstrzymać, ale była nieugięta,
- że ona nadal rozpacza po psie, był to jej ukochany zwierzak i nie może pogodzić się z jego śmiercią z ręki człowieka,
- wszystko to wina owego męża: pies parę minut przez zdarzeniem, pogryzł mu telefon komórkowy. Facet ze złości sprzedał psu parę kopów i ten ze strachu zwiał przez balkon. (niskie są) Poleciał prosto do piaskownicy i zaatakował dziewczynkę.
- i dalej: mąż się żonie oczywiście nie przyznał, że to wszystko przez niego, bo ona pewnie by się z nim za coś takiego rozwiodła. Niemniej, facet czuje się winny i zapewnia oskarżonego sąsiada, że jeśli jakiś cudem dowalą mu grzywnę, to mąż po cichutku sam wszystko pokryje.

Sąsiad, człowiek o gołębim sercu (jak na mordercę psów :D) nie chciał być przyczyną rozwodu i zgodził się. Teraz mówi, że gdyby wiedział to by się nie zgodził.
Z niby prostej sprawy (sąsiad zabił psa, bo ratował dziecko!) zrobił się niezły syf. Właścicielka psa powołała na świadków plejadę osiedlowych meneli, którzy za parę złotych zeznaliby nawet to, że sąsiad lata wieczorami na miotle. Urządzała wręcz oskarowe cyrki na sali, płacze, spazmy, zeznała, że sąsiad od dawna dybał na jej psa, że sadysta, a ona teraz musi się leczyć psychiatrycznie bo nie daje rady...

Sąsiad w szoku, nie był gotowy na takie coś, przyznał jedynie, że faktycznie może i nie musiał zabijać psa, ale był w wielkim stresie, obolały, dziecko krwawiło, a pies nie chciał ustąpić.

Sprawa zakończyła się na szczęście uniewinnieniem. Po wyroku, wieczorem, właścicielka napadała jeszcze na sąsiada i zdzieliła go gałęzią przez plecy, cała zalana łzami, nie szczędząc przy tym obelg, spośród których "morderca" było najłagodniejszą. Sąsiad nie wniósł oskarżenia o napaść tylko dlatego, że Mąż po raz kolejny go przepraszał i błagał o wybaczenie.
Właścicielka od dawna nie pojawia się na osiedlu. Czasem tylko widać ją w oknie, nie wygląda dobrze. Ludzie już sami nie wiedzą: współczuć jej czy nie?

Tylko jedno w tym wszystkim miało sens: właścicielka na jednej rozprawie powiedziała: To nie był zły pies, psy nie rodzą się złe. To tylko ja go źle wychowałam.
Ot i prawda. Niestety na takie konkluzje, dla niej, dla pogryzionej dziewczynki i dla psa było już za późno.

osiedle/sąd

Skomentuj (55) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 992 (1074)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…