Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#30991

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Mój wujek, mąż chrzestnej, swojego czasu,
Uwielbiał spacery na grzyby do lasu.
Lecz razu pewnego, zamiast wiaderka,
Przywiózł szczeniaka koloru spanielka.
Zwierzę wesołe, kochane, choć dzikie,
Na oko poczęte przez niedźwiedzia ze żbikiem,
I rozkochała nas w sobie kuleczka,
Więc mycie, czesanie, pełna miseczka
Zwierzę szczęśliwe już było przez wieki
Więc zamknij, kochanie, teraz powieki.

Gdyby historię naszego psa dało się przedstawić jako bajkę na dobranoc, wyglądałaby właśnie w ten sposób. Niestety, w realnym świecie nie skończyła się tak szczęśliwie.
Szczeniak szybko przekształcił się w wielkiego, silnego psa, który samym machnięciem ogona był w stanie powalić mnie na ziemię. Żyliśmy w braterskiej wręcz komitywie, jako że od małego zawsze poświęcałam na zabawy z nim najwięcej czasu: dorośli zawsze są zbyt zalatani. Minęła jesień, potem zima, a gdy wreszcie nastała wiosna, pies przeniósł się na dwór: był za duży nawet na dość spory dom, a na podwórku miał wystarczająco miejsca, by ciągle biegać. Wybudowano mu piękną budę, Oskar był bardzo szczęśliwy, tyle, że zaczął strasznie szczekać: fascynowali go ludzie przechodzący za płotem i pragnął zaprosić ich do zabawy. Naturalnie przeszkadzało to sąsiadowi mieszkającemu "przez płot". Reagował on alergicznie na każdy dźwięk wydawany przez Oskarka. Po kilku miesiącach pies jednak przyzwyczaił się do nowej sytuacji i ucichł: dawał głos tylko, gdy widział nienaturalne zachowania.
Sąsiedzi zakupili sobie trampolinę ogrodową. Ich synowie potrafili spędzać na niej cały dzień. Oskar naturalnie szczekał najgłośniej, jak potrafił. Sąsiad wpadł wówczas na bardzo wychowawczy pomysł: za każdym razem, gdy pies szczeknął, ustawiał węża ogrodowego pod odpowiednim kątem i polewał zwierzaka wodą. Z racji pory roku nie wydawało mi się to niczym złym, ot, pies się ochłodził, jednak z perspektywy czasu wiem, że mogło to być nieco traumatyczne przeżycie.
Mój wujek widząc poczynania sąsiada ruszył, by wyjaśnić sytuację. Niestety nie osiągnęli żadnego kompromisu. "Z sąsiadami trzeba żyć w zgodzie", więc wujek jako człowiek kompromisowy postanowił, z niemałym bólem serca, pożegnać się ze zwierzakiem. Dogadał się z dosyć dalekim krewnym, który akurat poszukiwał psiaka do przygarnięcia: kuzyn kulturalny, dobrze ułożony, w dość ścisłych kontaktach z naszą gałęzią genealogiczną. Oskar został zapakowany do samochodu i wyjechał z miasta. Sądziłam, że więcej go nie zobaczę i tak zapewne skończyłaby się ta historia, gdyby nie fakt, że po trzech dniach wujka jednak ruszyło sumienie i postanowił zwierzaka odzyskać. Ponownie pojechał w odwiedziny do kuzyna, a ja zabrałam się z nim.

Widok Oskara wynoszonego przez wujka z domu kuzyna prześladuje mnie do dziś. Chłopak najwidoczniej pomylił psa z workiem treningowym. Ciało zwierzaka miało mnóstwo ran, łapa zaliczyła złamanie otwarte i wisiała smętnie na kawałku skóry, ucho było naderwane. Najstraszniejsze jednak były oczy psa, ten przerażający ból, niemy krzyk. W trybie natychmiastowym odwieźliśmy psa do kliniki weterynaryjnej, niestety jedynym sposobem pomocy zwierzęciu było uśpienie go, by nie cierpiał dalej.

Z kuzynem kontakty zostały zerwane. Pięścią.

Skomentuj (63) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 846 (954)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…