Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#31116

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Akurat tu piekielna jestem ja i mój mąż, jednak nie czuję żadnych wyrzutów sumienia.

Dawno temu, kiedy mieszkałam jeszcze z rodzicami, mieliśmy sąsiadów, z którymi dość mocno się przyjaźniliśmy. Głównie rodzice, chociaż ja też dobrze żyłam z dziećmi sąsiadów. Na tyle dobrze, że gdy sąsiadka urodziła dziecko, zostałam jego matką chrzestną. Nie było u nas luksusów, zwykła rodzina na wsi utrzymująca się z roli i hodowli zwierząt, jednak w porównaniu z nimi żyło nam się o niebo lepiej. Kiedy czegoś potrzebowali, zawsze przychodzili do nas, jednak nie traktowaliśmy tego jako wyzysku. Ot, zwykła pomoc sąsiedzka.

Gdy wyprowadziłam się razem z mężem do miasta ok. 20km od mojego rodzinnego domu, a sąsiedzi do innej wsi, kontakt całkowicie nam się urwał. Jednak w tym roku, jak tradycja nakazuje, trzeba zaprosić chrzestną na komunię.

Pewnego dnia, kiedy ja, mój mąż i nasz synek siedzieliśmy w domu, zadzwoniła do mnie mama, że będziemy mieli gości, gdyż dopiero od nich odjechali i wybierają się do nas. Ogarnęłam szybko dom, a za 10 minut od telefonu mamy zobaczyłam w drzwiach byłych sąsiadów. Z początku ucieszyłam się na ich widok, nie widziałam ich długo, a Kacperek mógł poznać nowego kolegę. Pierwsze co zrobili po wejściu do domu to rozglądali się po ścianach, podłogach. Fakt, dobrze z mężem zarabiamy, jednak nie są to ogromne sumy. Wystarcza nam na normalne życie i od czasu do czasu pozwolimy sobie na coś lepszego. Oni chyba jednak uznali nasz dom za typowy pałac, lecz nie dziwiłam im się zbytnio, gdyż wiem jaką mają sytuację finansową. Rozmawiało nam się dobrze, chłopcy hałasowali w pokoju Kacpra, jednak po 30 minutach wpada Piotruś (chrześniak) z mnóstwem zabawek w rękach i mówi do Agnieszki (jego mamy):

- Mamo, patrz ile zabawek dał mi Kacper! Ta mi się nie podoba to damy ją Mariuszowi, ale reszta jest moja!
Byłam w szoku, bo te zabawki nie był zbyt tanie, synek nadal się nimi bawił, a kilka z nich były prezentami od dziadków. Spytałam syna, czy już się nimi nie bawi, na co Kacper nieśmiało odparł, że "on sam je wziął". Kazałam odłożyć zabawki, gdyż należą do mojego syna, na co Agnieszka z oburzeniem powiedziała:
- No co ty! Tyle kasy i zabawek dziecku żałujesz? Kupisz mu nowe, a nasz nie ma prawie żadnych!

Myślałam, że się przesłyszałam. Dawno minęły takie czasy, kiedy wymieniałyśmy się zabawkami, ale nigdy nic ode mnie nie żądała. Mąż na szczęście zachował trzeźwy umysł, gdy ja zbierałam szczękę z podłogi, i odpowiedział, że Piotruś dostanie od nas ładny prezent na komunię. Chyba jednak niepotrzebnie to powiedział, gdyż cicho siedzący mąż Agnieszki, nagle uświadomił sobie, ile rzeczy jego synek potrzebuje.
- No wiecie, on chce quada, komputer mu się ostatnio psuje bo kupiliśmy jakiś na giełdzie, zabawki prawie wszystkie poniszczył i nie ma się czym bawić. Teraz przymierzamy się do kupienia mu nowego biurka do pokoju.

Po tych słowach oboje popatrzyliśmy z mężem na siebie. Mimo tego, iż zarabiamy trochę lepiej, nie było nas stać na te prezenty. Sam quad kosztuje sporo, gdybym go miała kupić to własnemu synowi na jakąś specjalną okazję, gdyby poprosił, a nie obcemu dziecku, któremu biedni rodzice zamiast wybijać to z głowy lub oferować rower, mówią "bogatej" ciotce, że on to chce i musi dostać. Gdyby to była prośba, to może kupiłabym rower i jakąś zabawkę, ale na żądanie nigdy nie przystaję, więc wymigując się wizytą u lekarza, pożegnaliśmy się.

Na komunię idziemy w niedzielę, kupiliśmy złoty łańcuszek, Pismo Święte dla najmłodszych i grę komputerową. W końcu to komunia, a nie dzień obdarowywania. Z pewnością nie zobaczę chrześniaka i jego cudownej rodziny przez dłuższy czas. :)

Skomentuj (55) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 890 (946)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…