zarchiwizowany
Skomentuj
(19)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Rzecz działa się jeszcze za czasów mojej bytności w Polsce.
Pewnego dnia całkiem zadowolony wróciłem z zakupów - bo nie dość, że udało mi się trafić na całkiem fajne przeceny, to jeszcze na zakupionej żywności nie było śladów nowej cywilizacji.
Jako, że zmęczony byłem przeokrutnie, to pocałowałem tylko narzeczoną i udałem się w objęcia Morfeusza. Tuż przed północą obudził mnie rozpaczliwy szloch.
Nieco jeszcze nieprzytomny udałem się do drugiego pokoju i moim oczom ukazał się następujący widok: narzeczona siedzi na kanapie otoczona sześcioma pustymi opakowaniami po jogurtach (takich po 500gram) i próbuje zjeść siódmy. To znaczy wkłada do ust łyżkę, przełyka i zanosi się płaczem. Podszedłem do niej i pytam:
- Co się stało kochanie?
- To wszystko twoja wina! (BUUU) Kupiłeś tyle jogurtów (BUU) a im za 20 minut kończy się data ważności! (Tu wybuch histerycznego płaczu) A ja wcale nie miałam ochoty na jogurt. (Płacz)
- Ale kochanie, data ważności to tylko sugestia. Nie sądzisz chyba że jogurt zepsuje się o tak (tu strzeliłem palcami).
- Ale Mamusia mówiła (płacz i absolutnie niezrozumiały wywód o naukach Mamusi).
Tak, teściowa przekonała moją żonę (wtedy jeszcze narzeczoną) że data ważności to taki nieprzekraczalny termin, po którym żywność magicznie się psuje w ciągu sekund. Dodatkowo zadała mojemu kochaniu traumę związaną z wyrzucaniem jedzenia - jak się zapłaciło trzeba zjeść...
Narzeczona cały dzień spędziła w toalecie - a ja nadal myślę o tym, że mogłaby zrobić sobie poważną krzywdę - dziewczę ważyło 45 kilo, a jogurtów (nie licząc innego jedzenia) było 16.
Pewnego dnia całkiem zadowolony wróciłem z zakupów - bo nie dość, że udało mi się trafić na całkiem fajne przeceny, to jeszcze na zakupionej żywności nie było śladów nowej cywilizacji.
Jako, że zmęczony byłem przeokrutnie, to pocałowałem tylko narzeczoną i udałem się w objęcia Morfeusza. Tuż przed północą obudził mnie rozpaczliwy szloch.
Nieco jeszcze nieprzytomny udałem się do drugiego pokoju i moim oczom ukazał się następujący widok: narzeczona siedzi na kanapie otoczona sześcioma pustymi opakowaniami po jogurtach (takich po 500gram) i próbuje zjeść siódmy. To znaczy wkłada do ust łyżkę, przełyka i zanosi się płaczem. Podszedłem do niej i pytam:
- Co się stało kochanie?
- To wszystko twoja wina! (BUUU) Kupiłeś tyle jogurtów (BUU) a im za 20 minut kończy się data ważności! (Tu wybuch histerycznego płaczu) A ja wcale nie miałam ochoty na jogurt. (Płacz)
- Ale kochanie, data ważności to tylko sugestia. Nie sądzisz chyba że jogurt zepsuje się o tak (tu strzeliłem palcami).
- Ale Mamusia mówiła (płacz i absolutnie niezrozumiały wywód o naukach Mamusi).
Tak, teściowa przekonała moją żonę (wtedy jeszcze narzeczoną) że data ważności to taki nieprzekraczalny termin, po którym żywność magicznie się psuje w ciągu sekund. Dodatkowo zadała mojemu kochaniu traumę związaną z wyrzucaniem jedzenia - jak się zapłaciło trzeba zjeść...
Narzeczona cały dzień spędziła w toalecie - a ja nadal myślę o tym, że mogłaby zrobić sobie poważną krzywdę - dziewczę ważyło 45 kilo, a jogurtów (nie licząc innego jedzenia) było 16.
lodówka po przecenach
Ocena:
136
(212)
Komentarze