Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#31462

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedy byłem nader czerstwym czterolatkiem, rodzice wykopali mnie z pieleszy domowych do placówki opiekuńczej, żeby móc w pogodzie ducha harować na chleb i papier toaletowy, bo nic innego w sklepach jako żywo nie było.

Wyżarty był ze mnie byczek i wierzgający wielce, rygor znosiłem więc z trudem. Jedno, co rekompensowało mi obite kubki, szpitalne żarcie, ciągnące za uszy przedszkolanki i nudę leżakowania, to nieprawdopodobnie bajkowy, rozległy ogród z prastarymi kasztanowcami. No raj dla dzieciaka.

Ale nic nie było w stanie zrekompensować przedszkolnego kibla. Brud, smród, franca i trąd.

Przez pierwsze dni twardo trzymałem mocz do powrotu do domu - ale ileż można. Któregoś kolejnego dnia złamałem się...

...i będąc w posiadaniu klucza, zawieszonego na tasiemce pod koszulką, wywędrowałem z przedszkola do oddalonego o trzy minuty od placówki domu.

Otworzyłem drzwi, wszedłem do domu, skorzystałem z WC, pozamykałem wszystko jak trzeba i wróciłem do placówki.

A w placówce Armageddon. Zginął wychowanek.

Gdy zobaczono, jak w spokoju ducha przekraczam przedszkolną furtkę, natychmiast zleciał się komitet powitalny w postaci woźnej, przedszkolanki i dyrektorki. Trzy wiedźmy z Makbeta.

Dobitnie uświadomiły mi, jakie to było karygodne i bezczelne, opuścić przedszkole na własną rękę. Po solidnej porcji wrzasku, kuksańców i targania za uszy zapytały mnie, dlaczego to zrobiłem, myśląc pewnie, że złożę samokrytykę.

- Bo w przedszkolu kibel śmierdzi tak, że sikać nie można. - Odrzekłem śmiało.

Rodzice, powiadomieni przez dyrekcję o mojej rejteradzie, przede wszystkim spytali mnie, jak to było, a wysłuchawszy, wyrazili chęć oglądu rzeczonego kibla.

Niestety, nie pozwolono im na to.
Na drugi dzień w WC było czysto. Było tak do końca mojej kariery przedszkolnej.

Przedszkole w czasach komuny

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1387 (1437)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…