Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#31468

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Muszę się... oczyścić ze wspomnień.

Zacznę od opowieści o mojej "cudownej" niedoszłej teściowej. Niedoszłej, bo to głównie przez nią rozpadł się związek mój i mojego byłego, Kamila. Teraz mam cudownego chłopaka i o tamtym niemal zapomniałam, ale jego piekielna matka dalej śni mi się po nocach. W koszmarach.

Ta jędza to taki typ człowieka, który żeruje na śmierci innych i zastawia pułapki na ludzi, których nie lubi. Miała też czelność kraść mi moje rzeczy i uprzykrzać życie na każdym kroku. Kwiatków z jej udziałem było od cholery. Przytoczę mam nadzieję nie za dużo, żeby Was nie znudzić.

1. Mieszkanie byłego należało tylko do niego, ale ostatecznie zamieszkał w nim razem z matką.
Dostał je w wieku zaledwie 22 lat od taty. Jego ojciec miał wypadek w zakładzie stolarskim, gdzie pracował. Piła odcięła mu rękę, a za odszkodowanie sprawił dziecku własne 4 kąty. Ojciec miał też odłożone trochę grosza na czarną godzinę i ze łzami w oczach przekazywał synowi klucze do nowego lokum (z tego, co przynajmniej mówił ów syn). Kamil najmował się prac dorywczych od wieku młokosa, więc rodzice nie musieli mu dużo dokładać do opłat, czy na kieszonkowe. Gdy ojciec umarł trzy lata później, matka byłego po prostu przeprowadziła się do Kamila, a stare mieszkanie sprzedała, bo nie było jej stać na dwa. Zameldowała się z kolei u chorej, samotnej siostry - tylko dlatego, że niektóre opłaty w mieszkaniu Kamila były liczone od zameldowanej osoby, a w kamienicy jej siostry nie. Chorej siostry nie odwiedzała niemal w ogóle, choć była jej najbliższą rodziną. Kamil za to często bywał u ciotki i czasem mnie do niej zabierał. Ciotka miała raka piersi i była po podwójnej mastektomii. Jak Kamil wspominał o matce to spluwała na taką siostrę. Zdążyła mnie też ostrzec przed piekielną, zanim odeszła z tego świata. Piekielna po śmierci siostry odziedziczyła po niej mieszkanie. Oczywiście sprzedała je i zameldowała się tym razem u Kamila. W ciągu pół roku zmarł jej mąż i siostra, co nie zrobiło na niej wielkiego wrażenia. Diabeł też przykrył ogonem pieniądze z dwóch sprzedanych mieszkań i z ubezpieczenia z racji śmierci współmałżonka, a kto wie, może i siostry.

2. Mniej więcej wtedy, gdy umarła ciocia Kamila, postanowiłam się do niego wprowadzić. Oboje byliśmy dorośli, mieszkanie było jego, planowaliśmy przyszłość, nie mówiąc o tym, że dalej przeżywał śmierć ojca. Matka Kamila od razu wyraziła głośny sprzeciw. Tak nie można, bo to bezbożne! Jak taka smarkula (20 lat) i tak stary (25 lat) chłopak mogą żyć razem! W dodatku bez ślubu!
Bezcenne usłyszeć to z ust osoby, która była młodsza od męża o 11 lat, a ostatnim razem w kościele była przy okazji pogrzebu siostry, wcześniej męża, a wcześniej ślubu swojego drugiego syna (7 lat temu). Na chrzcinach jego córki nie była, bo wyjechała do Ciechocinka. Ogólnie to docinki słyszałam na każdym kroku. Dużo by mówić.

3. Matka Kamila nie miała zamiaru pracować. W końcu była w szoku po śmierci męża... Że się ugryzę w język i nie napiszę opowiadania o tym, za jakiego nieudacznika uważała swojego męża i jak na niego wieszała psy przy każdej okazji. Piekielna do tej pory pracowała w call center różnych firm i wciskała ludziom kit. Ostatnio długo pracowała w Dialogu. Nagle wzięła urlop, pożyczyła od koleżanki kasety z VHS z Niewolnicą Izaurą i godzinami oglądała. Jedynym jej zakupem, który wniosła do mieszkania chłopaka był magnetowid. Chłopak nie pracował od kilku miesięcy, bo zaczął bronić magistra. Jego rodzice płacili więc ostatnio czynsz. Nagle źródełko dochodu wyschło, bo nie było ojca. Piekielna stwierdziła, że syn ma przecież zapomogę z uczelni z racji śmierci ojca... No fakt, przecież to były krocie.
Zapomoga szybko się skończyła. Jak chłopak zagroził wywaleniem magnetowidu i powiadomieniem jej koleżanek o braku skruchy z powodu śmierci męża, to łaskawie zaczęła się dokładać.

4. Przed każdą napotkaną osobą piekielna robiła cyrki jak to cierpi z powodu śmierci męża (a potem także siostry). A w domu oglądała Izaurę...

5. Piekielna była na wyimaginowanej diecie. Tzn. kupiła jakieś supertabletki i superkoktajle białkowe i wpierniczała je na śniadania i kolacje. Co z tego, że na obiad jadła tłuste mięcha z patelni, zagryzała makaronem i popijała piwem. Podjadanie między posiłkami też się przecież nie liczy. Kazała sobie kupować jogurty naturalne 0 proc. tłuszczu, pieczywo chrupkie z Wasy (zawsze 5 rodzajów), płatki fitness i wszystko, co miało napis light. Chłopak kupił to raz, a jak pytał, czemu nie je, to wrzeszczała, że przecież o suchym chlebku z Wasy nie będzie żyć. Drugiego razu nie było. Kupowała sobie wszystko sama, ale nie omieszkała wypominać, że ją ledwo stać na dietę zaleconą przez dietetyka, a my ją męczymy i katujemy (bzdura goniła bzdurę w tym jej gadaniu). Kupowała nowe Wasy, choć stare jeszcze stały. Zawsze graham, sport, 3 zboża, żytnie i lekkie. A myśmy odmawiali sobie smakołyków i o każdą złotówkę dołożoną do opłat trzeba się było upominać. Jak raz zjadłam jej jogurt 1,5 % tłuszczu w końcową datę przydatności do spożycia, to mi zrobiła awanturę, że jej wyjadam i czyhałam, tak CZYHAŁAM aż przyjdzie sądny dzień przeterminowania i z histerycznym śmiechem zeżrę jej ten jogurt. Żałuję tego do tej pory, bodaj raz połasiłam się na coś jej. Że nie wspomnę, że często przeterminowane jogurty trzeba było wywalać, bo zalęgło się w nich coś zielonego. Marnym pocieszeniem było to, że mimo swoich starań piekielna była zwyczajnie obleśnie tłusta. Nie tak po prostu sympatycznie gruba (oj, znam gros sympatycznych osób przy kości). Była obleśna.

6. Cokolwiek zrobiłam na obiad dla siebie i lubego (nie gotowałam dla niej odkąd jeden z obiadów głośno skrytykowała a potem poleciała do łazienki wydawać odgłosy głośnych wymiotów), znikało niepostrzeżenie z garnków. Doszło do tego, że przyłapywaliśmy ją nad garnkiem jak wyjadała zupy chochlą. W końcu zamontowaliśmy kłódkę na lodówce a jej kupiliśmy małą lodóweczkę, do której przełożyliśmy jej jogurty. Zrobiła histerię i awanturę, że traktujemy ją jak złodzieja. Gdy prosiliśmy ją ładnie o niepodjadanie, śmiała nam się w twarz, że to nie ona. No to się doigrała.

7. Jak "teściowa" musiała sięgnąć do własnej kiesy, bo obiady trzymaliśmy pod kluczem, zwołała wszystkie koleżanki i biadoliła głośno na nieludzkie traktowanie. Mówiła też, że dzwoniła już po lokalną prasę i telewizję, bo kto to widział, żeby tak matkę traktować. Zanotowaliśmy też szereg prób włamań do naszej lodówki. Połamała dwie pary nożyc próbując rozwalić potężny łańcuch z Castoramy. Raz też wparowała do kuchni, kiedy robiłam obiad i miałam otwartą lodówkę, porwała z niej pierwszą rzecz, którą chwyciła, czyli... Monte i zeżarła w pokoju...
Boże, dziękuję, że to już za mną.

8. Zaczęły mi znikać szampony, kremy, toniki i ogółem wszystkie kosmetyki. Nie ukrywała się z tym, że "pożycza" tusz, cień do powiek czy szminkę. Szminki powywalałam, jak tylko odkryłam, że ich używała. Tańsze cienie i inne kosmetyki także. Na wyrzucenie droższych nie było mnie stać. Kupiłam sobie za to nową kasetkę, oczywiście zamykaną na klucz... A większe kosmetyki (szampony, odżywki, żele pod prysznic) trzymaliśmy z lubym na specjalnie zamontowanej nad wanną półeczce. Powiesiliśmy ją tuż pod sufitem tak, że jędza nie mogła sięgnąć.
Kiedyś jednak postanowiła się na półkę wdrapać. Do śliskiej wanny włożyła taboret... Głośny krzyk zwabił chłopaka, który w ostatniej chwili (nieładnie tak pisać, ale - niestety) ją złapał i uchronił przed rozbiciem pustego łba. Tak - wparowała z taboretem do łazienki kiedy byliśmy w domu.

9. Nasz pokój szybko nauczyliśmy się zamykać na klucz, ale żeby było wesoło wtykała w zamek papierki, zapałki, polewała panele przed wejściem płynem do mycia naczyń, żeby wywinąć orła... No przeróżne miała pomysły.

10. Żarty się skończyły, jak raz byłam chora i w kuchni rozpuszczałam sobie w wodzie musującą tabletkę aspirin C. Weszła do kuchni, kiedy stałam do niej tyłem i zwyczajnie porwała szklankę. Potem oddała jakby nigdy nic. – A bo ja myślałam, że to moje. Już oddaję.
Oczywiście nie wypiłam tego, wylałam i zrobiłam nowe. Potem gdy Kamil wracał z pracy (musiał sobie w końcu jakąś znaleźć), powiedział, że widział swoją matkę w korytarzu jak chowa coś za plecami, a potem pyta, czy dobrze się czuję. Wróciła do pokoju, a on poszedł do toalety zdziwiony, że cokolwiek ją obchodzi moja choroba. Potem zauważył, że w toalecie nie ma Kreta. Po jakimś czasie się pojawił.

Podobnych historyjek znalazłoby się jeszcze z milion.

domowe zacisze

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1079 (1229)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…