Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#31508

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pani Magda, teraz już ma dzieci, męża, jest szczęśliwa, i zapewne nie przymiera głodem. Właściwie to jestem pewien, ze ma dobra pracę, zapewne ją kocha a i jej płaca zła nie jest. Skąd ja to wiem? Znam ja od wielu lat. Kocham ją, zawsze kochałem i już zawsze kochać będę. I jakie to smutne, że w czasie, gdy to łzy za nią wylewałem, wierszy tysiąc o niej zapisałem, w jej głowie, ani jedna myśl o mnie nie przemknęła. Wiem o tym – sama mi powiedziała. Nie było takiej rzeczy, jakiej bym dla niej nie zrobił, gdy człowiek pisze, że kocha kobietę całym swym sercem, to zapewne przesadza, bo przecież zawsze znajdzie w nim miejsce na swe marzenia, nad którymi się skupi, którym da swój czas. Ja jednak tak nie potrafię. Nigdy nie kochałem, a gdy tego dnia ją spotkałem, miejsca dla nikogo i niczego w sercu swym już nie miałem. Te wiersze, pełno ich – wszystkie je spaliłem. Te wszystkie wspomnienia, tak jak te wiersze, potraktować bym chciał, tego zrobić nie umiem. I to nie jest prawda, że gdy ktoś chce, to można to zrobić, że sama chęć, jest już gwarancją sukcesu. Może odnośnie innych rzeczy, innych ludzi. U mnie, w tym przypadku, to nie działa. Próbowałem wszystkiego by o niej zapomnieć, jednak nigdy sukcesu nie odnosiłem. Gdy zasypiałem – ją miałem przed oczami, gdy śniłem, to jej głos pogrążał mnie coraz bardziej w śnie, i co ciekawe, każda noc, gdy to jej głos był ze mną, była w pełni świadoma. Mam na myśli fakt, że dokładnie czułem jak upływa czas. To było właśnie piękne. Czułem upływającą każdą sekundę i minutę. Nie upływała ona tak, jak w normalnym śnię. Człowiek jest wówczas tylko w niewielkim stopniu świadom tego, że to sen, nie wie dokładnie co się dzieje. Gdy sen jego, stanie mu przed oczyma, gdy ten wstanie z łózka, ma jako-taki ogląd tego, o czym śnił. Nie wie jednak, jak długo on trwał - to przecież nas nie dziwi. Ten sen, moje sny, są jakże inne. Wiem, dokładnie zdaje sobie sprawę jak długo śnię, wiem także, że zbliża się czas przebudzenia, ten znienawidzony moment, kiedy to otworze oczy, tylko po to by je zaraz zmrużyć – cierpię na światłowstręt od dziecka. We śnie, ona ciągle do mnie mówi, gdy się budzę, nie pamiętam co mówiła, wiem jednak, jestem pewien, że to był jej głos. Odnośnie tej świadomości czasu, tak, dokładnie wiem, kiedy sen upłynie, a kiedy jest, jego względny środek. Zdaję sobie z tego sprawę, zupełnie tak, jakbym mógł w czasie tego snu, gdy to upajam się jej głosem, spoglądać na zegarek. Zaczynam dzień, i zawsze, słyszę jej głos, jednak nigdy nie pamiętam, cóż też do mnie mówiła, przez te wszystkie godziny, z jakich noc się składa.
Magdo, kochana i jedyna Magdo, teraz jestem w innym miejscu. Już nie mieszkam u siebie. Nie przeszkadza mi to jednak zbytnio, dobija mnie natomiast fakt, że już o tobie nie potrafię śnić. Osobiście, nie miałbym nic przeciwko zapadnięciu w sen, w czasie lodowatej nocy, mając świadomość tego, że to o Tobie śnić będę, i tak, zapadnę w taki sen, jednocześnie wiedząc, że już się nie obudzę. Co mi po tym śnie, w którym to Ciebie nie ma?
Teraz śni mi się królik, futerko jego jest śnieżno-białe, jednak z każdym kolejnym snem, jest coraz większy, jego futerko jednak, przybiera coraz to bardziej, z początku ledwo dostrzegalną, teraz już jednak całkiem widoczną, czerwoną toń. Królik cały czas patrzy w jedna stronę, nie wykonuje żadnych ruchów, wiem ze żyje, bo jednak jego futerko nieznacznie unosi się, to opada, gdy ten oddycha. Jednak robi to tak ciężko, z takim wysiłkiem, jak gdyby każdy oddech, miałbyć jego ostatnim. Z początku, czułem do niego sympatię, z czasem, zacząłem się jego bać. Nie chcę spać, boję się. Wszystko przez tą klatkę w której siedzi. On się powiększa, ona jednak nie. Z każdym kolejnym snem, królik, co ma problem z oddychaniem, a którego futerko jest już niemal czerwone, jak czerwień może być krwista, nie mieści się już w klatce. To go rani, on wyraźnie cierpi. Widzę go, jak już jest w środku, nie wiem jak on może to przeżyć, jednak obecnie, nawet jego oczy wychodzą z orbit, boje się, że w następnym śnie, po prostu z nich wystrzelą, jednocześnie wiem, że ta klata, nie zwiększy się ani trochę. Ostatniej nocy, królik zacząć syczeć, dziwie się ze dopiero teraz, skoro z bólu powinien był to robić już miesiąc temu, gdy to klatka utrudniała mu nawet oddychanie.
Mam jednak na to sposób, staram się nie spać, choć wiem, że kiedyś w końcu dam za wygraną.
Mój rekord to pięć dni, tak, to aż tyle bez widoku tego biednego zwierzęcia, tłamszonego w malutkiej klatce. Boje się jednak, że tego wieczoru nie wytrzymam i zasnę, ujrzę to zwierzę, odpowiednio większe, odpowiednio bardziej miażdżone, a te piec dni, nie dadzą mi absolutnie niczego. W czasie tych nie przespanych nocy, słyszałem jego piszczenie, jestem pewien ze nie spałem, nie będę pisał cóż takiego robiłem, by to sobie udowodnić, jednego jestem pewien, że to piszczenie, pochodziło od mojego przyjaciela, którego już od pięciu dni nie odwiedzałem.
Tutaj w więzieniu, odwiedzają mnie dziennikarze, z początku było ich wielu, jednak teraz, gdy minęły lata całe, jest ich już coraz mniej. Rzadko już mnie ktokolwiek odwiedza. Czasami jest to rodzic bądź znajomy moich ofiar, by mi powiedzieć, że już mi wybaczyli. Zawsze się im pytam, dlaczego to robią, dlaczego mi wybaczyli. Oni jednak nigdy mi nie odpowiadają, zawsze patrzą na mnie spojrzeniem, gdzie kryją się spore pokłady nienawiści, którą to oczywiście rozumiem, nie rozumiem tylko tego, dlaczego się z nią kryją.
Mam dobry kontakt z lekarzem. Mówię mu o moim króliku. On mnie jednak uspokaja, twierdzi, ze pewnej nocy, klatka będzie na tyle mała, że zwierze wybuchnie, a od następnego snu, ujrzę małego króliczka, w dużo większej on niego klatce. Nie wiem, dzisiaj już zapewne zasnę i się przekonam.

Pięknie tu jednak nie teraz.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -18 (24)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…