Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#31567

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Już rozumiem, dlaczego tak mało ludzi zgadza się świadczyć w sprawach sądowych.

Przed I rokiem studiów - czyli niemal 9 lat temu - byłam świadkiem przestępstwa, jedynym, jak się później okazało. Złożyłam zeznania na policji, w prokuraturze, dostałam wezwanie na rozprawę.
Rozprawa odroczona, oskarżony się nie stawił. 2 tygodnie później kolejna, oskarżyciel posiłkowy się nie stawił. 3 tygodnie później kolejna, odroczona, sędzina dzień wcześniej poszła na L4. 2 tygodnie później sąd ogłosił przerwę, zanim złożyłam zeznania. I tak się to toczyło, przez 9 lat byłam wzywana na rozprawy i nie miałam możliwości złożenia zeznań.

Póki mieszkałam w Krakowie, póty nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo, ale po przeprowadzce do Warszawy wezwania co 3, 4 tygodnie, jeżdżenie do Krakowa i dowiadywanie się, że znowu mam wracać do domu - brak prokuratora, obrońcy, oskarżyciela posiłkowego, oskarżonego, sędziego, kogokolwiek, pęknięta rura, zaginięcie akt, itd. - stało się wyjątkowo irytujące.
Wniosek o przesłuchanie przez sąd w Warszawie został odrzucony, bo narusza prawa stron do zadawania mi pytań.

Kiedy zachorowałam, stwierdziłam, że mam tego dosyć.
Napisałam do sądu, że sytuacja jest kuriozalna, naraża mnie na koszty, nieprzyjemności, a w obecnych okolicznościach przyrody, biorąc pod uwagę tempo postępowania, najpewniej zejdę, zanim zdołam opowiedzieć się przed obliczem jaśnie sędziny. Załączyłam zaświadczenie od lekarza, wrzuciłam do koperty i wysłałam.

O dziwo, doczekałam się reakcji. Od tamtej pory wezwania zaczęły przychodzić równo co 2 tygodnie. A ja równo co 2 tygodnie odsyłałam zaświadczenia o kolejnych badaniach, chemioterapii, hospitalizacji. I tak się to kręciło do wczorajszej rozprawy. Na którą zostałam doprowadzona siłą.

Sąd uznał, że to JA opóźniam postępowanie sądowe i wydał nakaz doprowadzenia mnie przez policję. Z Warszawy do Krakowa. Żeby było śmieszniej, panowie czarni zabrali mnie właśnie ze szpitala - mimo protestów lekarzy, w tym mojego onkologa. Ale nie to było najgorsze.
Niestety, zabrali mnie SAMĄ. Nie zgodzili się, żeby jechał ze mną mąż albo brat. Nie ma mowy, nawet oświadczenie ordynatora, że w obecnym stanie nie powinnam pozostawać bez opieki, nie zmieniło ich nastawienia. Bardzo, bardzo niechętnego, a w drodze postarałam się, żeby było jeszcze gorsze, skoro oni nie chcą być ludzcy, to ja też nie muszę.

Udało się zawiadomić moją krakowską rodzinę, żeby zajęli się mną na miejscu, mąż jechał za policjantami przez całą drogę.
A co jest smaczkiem całej sytuacji?
Sędzina na L4, dziecko jej zachorowało. Rozprawa odroczona.

polskie sądy

Skomentuj (81) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2284 (2344)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…