Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#31654

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mówi się "zbiegło się jak gacie w praniu".
Dzień wczorajszy.
Syn zdaje maturę ustną z polskiego 14:00 - 14:30.
Godzina 13:05 siedzę i klepię robotę na kompie (pracuję w domu). Planowane że syna podrzucę do szkoły, tak żeby był pół godziny wcześniej, droga zajmuje jakieś pięć minut, więc czas jest.
Dzwoni telefon. Sekretarka ze szkoły (S).
S - Witam, dlaczego Pani syn nie zgłosił się na maturę z polskiego?
Ja (J) szok. ... przepraszam, ale mam zapisane, że syn zdaje o godzinie 14:00
S - No przecież nauczyciele chcą już wychodzić, on już miał na sali być !
J - (co u diabła, pomyliliśmy godziny, czy co? No ale kto tu na kłótni wygra? Tak więc uprzejmie i konkretnie) Bardzo przepraszam i bardzo proszę chwilę zaczekać, zaraz syna podwiozę.
S - acha, dobra.
Wyskakuję zza biurka i drę się do syna, coby wskakiwał w garnitur, bo chcą go już. Za pięć minut syn w garniaku, prezentacja w dłoni, odpalamy autko i wyjazd. We wstecznym widzę, że cholera przez ten pośpiech, psy na ulicę wyleciały. No a ulicę akurat zaczęli naprawiać i po trasie kilka (naście?) przewężeń.
Podjeżdżamy pod szkołę, mówię że zaczekam, staję w cieniu i po chwili widzę syncia (Sy)z powrotem.
J - Oblałeś za nieobecność ?
Sy - Nie, ale nie mam planu prezentacji. Mam samą prezentację.
J - A co nauczyciele
Sy - zrobili sobie przerwę do 14:00
J - To o której w końcu zdajesz?
Sy - O 14:00
Ciśnienie mi rośnie.
Wracamy. Dzięki bogu psy zobaczyły samochód i na podwórze. Zagoniłam tałatajstwo do domu. Czekam na syna.
Na podwórko wkracza sąsiad. Staruszek jest drobny, upierdliwy i panicznie boi się psów, do czego w życiu się nie przyzna. Z marszu, ze on w sprawie tych psów, że nie dopuszczalne, że szczekają, że dziś cały dzień na ulicy, ...
Syn wychodzi, więc przepraszam, zrzucam sąsiada na mocarne barki męża i z powrotem pod szkołę.
Z powodu wzrostu ciśnienia zaczyna gwizdać mi w uszach.
Zostawiam syna pod szkołą i wracam wspomóc męża. Poradził sobie sam, ale delikatnie mówiąc "nafukał" mi z nawiązką.
Próbuję się ogarnąć, robię sobie herbatę, wracam do pracy.
Wraca syn.
J - w porządku
Sy - no nie do końca
J .....?
Sy - no nie miałem planu prezentacji, ale nie martw się zdałem, mam tylko dostarczyć go dziś na sekretariat.
Patrzę na zegar. Jest trzecia za piętnaście.
J - no to galopem, bo sekretariat do trzeciej.
Sy - najpierw muszę ten plan znaleźć.
J - (para pod ciśnieniem idzie mi z uszu)
Nie zdążyliśmy, nie dostarczyliśmy.
Sy - co się martwisz w mojej klasie jeszcze dwie osoby zapomniały planu.
No i kto tu piekielny. Syn, szkoła, sąsiad, mąż co od dziesięciu lat zabiera się do zrobienia bramy, czy tak jak twierdzi mąż ja, bo trzymam psy. W każdym razie tego dnia już nic nie byłam w stanie zrobić.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 0 (38)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…