Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#31692

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Pracuję w ochronie.
Historia działa się w pewną niedziele, kiedy to skończyłem 24-godzinną służbę.

Był weekend, obiekt urzędowy był nieczynny, tak więc na obiekcie byłem tylko ja sam, a później mój zmiennik. Jak to bywa po tak długim dyżurze, w domu od razu położyłem się spać, niestety nie dane mi było długo zaznać tej przyjemności. Z sennych otchłani wydobył mnie drażniący dźwięk telefonu, a na wyświetlaczu pojawiło się kilka nieodebranych połączeń z nazwiskiem kierownika regionalnego z firmy.

- luksik, luksik, co się tam u was dzieje na obiekcie? - w słuchawce usłyszałem wyraźnie spanikowany głos szefa.
- AAAA nie wiem. - odpowiedziałem półprzytomny. - Ja jestem w domu i śpię!
- Słuchaj no luksik! Bo jestem tu właśnie pod drzwiami obiektu, a ze mną straż, policja i pogotowie i nie możemy się dostać do środka, jak dasz rade przyjedź tutaj! - kierownik był przejęty nie na żarty i skoro przyjechały służby ratownicze, sprawa była naprawdę poważna.

Nie było daleko, więc jak najszybciej udałem się na miejsce. Gdy dotarłem na miejsce, było już po wszystkim, więc na spokojnie kierownik opowiedział mi co się stało:

Na obiekt chciał dostać się pracownik po jakieś ważne dokumenty, co praktycznie w niedziele się nie zdarza. Niestety nie mógł się dodzwonić, więc skontaktował się z centralą naszej agencji, której numer był podany na tablicy zawieszonej na budynku. Dyspozytor z centrali wysłał na miejsce grupę interwencyjną i powiadomił naszego inspektora, który po dotarciu wezwał policję i pogotowie podejrzewając, że mogło stać się najgorsze, czyli ochroniarz zmarł na obiekcie.

Gdy służby przyjechały, okazało się że za nic nie mogli dostać się do środka, gdyż obiekt miał kraty we wszystkich oknach na parterze. I tu zaczyna się najbardziej piekielna część historii.

Panowie policjanci stwierdzili, że skoro jest weekend to pewnie pracownicy ochrony przy przekazywaniu służby musieli sobie wypić i pewnie leżą teraz nieprzytomni w środku i za niedługo się ockną, wobec czego nie ma co podejmować zbędnej interwencji. Kierownik nie dowierzał własnym uszom i usilnie wzywał policjantów o podjęcie właściwych kroków. W końcu zniechęceni panowie policjanci wezwali straż pożarną, a szef w końcu dodzwonił się do mnie.

Straż weszła do środka i znalazła nieprzytomnego ochroniarza. Wtedy wyjaśniło się że mój zmiennik podczas obchodu, gdy znalazł się na odkrytym patio, dostał zapaści cukrzycowej, niestety nie miał przy sobie żadnych leków, przewrócił się, uderzył głową o posadzkę i leżał nieprzytomny kilka godzin w słońcu. I to chyba niebiosa sprawiły ze akurat przyszedł pracownik bo inaczej kolega zszedłby z tego świata.

Niestety piekielnymi okazali się policjanci, którzy mieli swoją gotową teorię i nie kwapili się do działania, a w środku umierał człowiek.

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1213 (1245)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…