zarchiwizowany
Skomentuj
(24)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Dziś historia, która do tej pory powoduje, że wątpię w niektórych nauczycieli.
Miało dziewczę parę lat temu maturę. Jak wiadomo, egzamin ustny z języka polskiego to prezentacja wybranego i opracowanego wcześniej tematu, nie dłuższa niż 15 min, oraz dyskusja z komisją.
Ayattka się pilnie przygotowywała, żeby nie narobić wstydu sobie, rodzicom i w końcu polonistce, której bardzo zależało. Dzień egzaminu, nerwy jak postronki, trzecia na liście czeka na swoją kolej, nerwowo przewracając kartki. Oczywiście prezentację znałam na pamięć, ale kto wie, w stresie różne rzeczy się dzieją. Jest, moja kolej. Wchodzę grzecznie witam się i zaczynam prezentować.
Mniej więcej w połowie moich wielce uczonych wynurzeń, jednej z kobiet z komisji zadzwonił telefon. Tak, na maturze, głośny dzwonek. Co zrobiła kobieta? Rzuciła w moim kierunku coś w rodzaju "kontynuuj" a sama odebrała telefon i w najlepsze zaczęła gaworzyć. Mnie zamurowało, pustka w głowie... Jakoś dokończyłam... i jakoś zdałam maturę.
Co w tym piekielnego? Otóż, gdyby to im zadzwonił telefon, zostałabym wyproszona z sali z niezaliczoną częścią ustną. Mogłam się odwoływać (teoretycznie egzaminy są nagrywane) i mieć rację. Ale wtedy powtarzałabym egzamin w czerwcu, a wyniki miałabym w sierpniu/wrześniu, czyli nie załapałabym się na nabór na studia.
Nikomu nie życzę takich przygód...
Miało dziewczę parę lat temu maturę. Jak wiadomo, egzamin ustny z języka polskiego to prezentacja wybranego i opracowanego wcześniej tematu, nie dłuższa niż 15 min, oraz dyskusja z komisją.
Ayattka się pilnie przygotowywała, żeby nie narobić wstydu sobie, rodzicom i w końcu polonistce, której bardzo zależało. Dzień egzaminu, nerwy jak postronki, trzecia na liście czeka na swoją kolej, nerwowo przewracając kartki. Oczywiście prezentację znałam na pamięć, ale kto wie, w stresie różne rzeczy się dzieją. Jest, moja kolej. Wchodzę grzecznie witam się i zaczynam prezentować.
Mniej więcej w połowie moich wielce uczonych wynurzeń, jednej z kobiet z komisji zadzwonił telefon. Tak, na maturze, głośny dzwonek. Co zrobiła kobieta? Rzuciła w moim kierunku coś w rodzaju "kontynuuj" a sama odebrała telefon i w najlepsze zaczęła gaworzyć. Mnie zamurowało, pustka w głowie... Jakoś dokończyłam... i jakoś zdałam maturę.
Co w tym piekielnego? Otóż, gdyby to im zadzwonił telefon, zostałabym wyproszona z sali z niezaliczoną częścią ustną. Mogłam się odwoływać (teoretycznie egzaminy są nagrywane) i mieć rację. Ale wtedy powtarzałabym egzamin w czerwcu, a wyniki miałabym w sierpniu/wrześniu, czyli nie załapałabym się na nabór na studia.
Nikomu nie życzę takich przygód...
szkoła...
Ocena:
68
(232)
Komentarze