Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#32817

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Sytuacja miała miejsce podczas kolonii, na której byłam opiekunką. Wcześniej zajmowałam się dziećmi jako wolontariuszka, bywałam na wyjazdach z dziećmi z biednych rodzin, które często dawały popalić, ale były niezwykle kreatywne i aktywne.
Nagle trafiła mi się kolonia z zupełnie inną grupą. Dzieci zachwycone playstation, telefonami i serialem Dr House w telewizji, musiały być bardzo długo zachęcane do wszelkich wspólnych działań. Jednak to nie one były piekielne- dzieci do pewnego wieku uznaję za bezkrytyczne odzwierciedlenie otaczającego je świata, które jeszcze można zmienić. Piekielną okazała się jedna z opiekunek, nazwijmy ją Milena. Zajmowała się ona organizacją tychże wyjazdów, znała większość dzieci i z chęcią oddawała swoje obowiązki mnie- nowej.

1. Wyjazd rozpoczynał się w piątek, więc już miesiąc wcześniej chciałam zrezygnować z tej pracy, ponieważ w sobotę MUSIAŁAM być w zupełnie innym miejscu. Uprosili mnie, żebym towarzyszyła im w podróży, ponieważ w zeszłym roku nie mogli poradzić sobie z autobusem pełnym dzieciaków, które złapała choroba lokomocyjna.
Zgodziłam się, mimo że wiązało się to z koniecznością pożegnania się z ekipą już w piątek w nocy i powrotem w niedzielę. Kiedy wsiedliśmy do autobusu usłyszałam od Milenki: "W razie czego ty będziesz interweniować bo przecież ja się nie będę z tymi bachorami babrać" i zaśmiała się drwiąco, a we mnie się zagotowało. Na szczęście nie było takich akcji, bo miałam w głowie najróżniejsze plany jak jej się odwdzięczyć.

2. Milenka przez cały wyjazd zajmowała się wszystkim, byle nie organizowaniem czegokolwiek dla dzieci. Najczęściej całymi dniami była poza zasięgiem, wracała wieczorem na "gotowe" i potrafiła ewentualnie wnieść swoje uwagi dot. naszych pomysłów.
Pewnego dnia obiecałyśmy dzieciom, wraz z drugą opiekunką, że jeśli zasłużą, wieczorem będzie dyskoteka. No cóż, nie zasłużyły. Dały nam nieźle popalić, dyskoteki nie było, więc jak zwykle o 22 pokoje posprawdzane, dzieci idą spać. Może następnego dnia będzie lepiej i wtedy dostaną obiecany prezent.
Dzień był na tyle męczący, że o 22 przeprosiłam koleżankę [A]gnieszkę z pokoju i wyszłam na spacer, żeby się nieco uspokoić. Kiedy wróciłam, ona sama była cała w nerwach. Pytam co się stało.
[A]: Kiedy Ty wyszłaś, siedziałam spokojnie tutaj i usłyszałam straszne hałasy. Wściekła poszłam do pokoju 15, żeby ich wszystkich uspokoić i kazać pójść spać. Zapukałam do drzwi, otworzyła mi Oktawia (jedna z podopiecznych), uśmiechnięta, wymalowana. Muzyka dudniła strasznie głośno, a w pokoju było więcej osób niż normalnie. Krzyknęłam, że jest cisza nocna i wszyscy mają wracać do siebie. Usłyszałam w odpowiedzi "Ale pani Milenka nam pozwoliła, jest tu z nami i mamy imprezkę".

W następnym roku nie dostałam od nich propozycji pracy. Ja i moje nerwy ucieszyliśmy się niezmiernie.

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 101 (137)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…