Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#33098

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Dziś będzie o taksówkach. Taksówkach porodowych.
Jak bozia Telewizja nauczyła, pierwsze skurcze porodowe są niechybnym znakiem, że trzeba... wezwać karetkę. Cóż tam, że pod domem dwa auta stoją, mąż/teściowa/ojciec/sąsiad chętni do zawiezienia do szpitala, że skurcze raz na 10 minut, czasu dużo... karetka i już! Po co w kilkudziesięciotysięcznym rejonie dwie karetki mają stać w gotowości, niech stoi jedna, druga do szpitala może podwieźć. ;P.

Kurs nr 1.

Drugi koniec rejonu (25 km w jedną stronę). Noc. Przy zjeździe do wsi naszym zdumionym oczom ukazuje się machający do nas pan. Pan wskakuje do swojego autka i na migi pokazuje, że wskaże nam drogę. Acha... auto w domu jest, kierowca jest, w szpitalu dawno już by byli...
Na miejscu pan troskliwie prowadzi żonę do naszej karocy, za nią dwie spakowane walizki. Wody jeszcze nie odeszły, skurcze rzadko, niepokojących objawów brak. Na pytanie ′po co wzywacie państwo karetkę′ słyszymy: ′no, a jak COŚ się stanie?′. No cóż, faktycznie po drodze do szpitala mogli ich na przykład kosmici porwać... Pojechaliśmy zatem z rodzącą do szpitala, a za nami samochodem pokulał się przyszły szczęśliwy ojciec. Z ciekawości sprawdziłam potem w szpitalnym komputerze - owe ′coś′ stało się dopiero 12 godzin później.

Kurs nr 2.
Te same okolice. Tym razem dzień. Z pokrętnych tłumaczeń przyszłej mamy wynika, że nie ma jej kto zawieźć. No ok, niech będzie. Zbieram po chwili szczękę z podłogi, kiedy po uczapleniu się na noszach, pani informuje nas tonem nieznoszącym sprzeciwu, że: ′w miejscowości X, przez którą będziemy przejeżdżać, proszę podjechać do sklepu Y, mam tam jakieś rzeczy do odebrania′... Halo taxi...

Kurs nr 3.
Ponieważ karetka Podstawowa była akurat w terenie, zaszczyt kopnął karetkę Specjalistyczną. Drugie dziecko, akcja porodowa niezbyt zaawansowana, bez komplikacji. Tradycyjnie - ponad 20 km. Dojeżdżamy pod wskazany adres. Numeracja na domach co najmniej niejasna, wszędzie głucho, ciemno (zapalone w środku nocy światła w budynku często są dla nas dobrą wskazówką). Objeżdżamy dwa razy. Ciemno, nikt na nas nie czeka.

Dzwonię do dyspozytora nieco wystraszona (kurcze, może mi coś na uszy padło - człowiek obudzony w środku nocy, może coś pokiełbasiłam przy zapisywaniu wezwania?) Nie, wszystko ok, miasto to, adres ten. Dyspozytor kontaktuje się z wzywającą. I cóż się okazuje - pani twierdzi, że ciężko jej zejść po schodach (kamienica) z tymi torbami, a przecież nie będzie męża budziła. Niech ratownik przyjdzie i jej te toboły zapakuje do karetki.
No cóż. Pani jednak męża obudziła...
Mąż trzeźwiutki, samochód na podwórku dobrej klasy, akcja porodowa fizjologiczna.. no, ale po co męża budzić?

halo taxi

Skomentuj (72) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 789 (887)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…