Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#33122

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Słowem wstępu: jestem tzw. "okazem zdrowia". Nie choruję praktycznie wcale, przeziębienia i grypy się mnie nie imają. W szpitalu, nie licząc odwiedzin u znajomych i rodziny, byłam podczas... narodzin. Nie jestem też hipochondryczką.
Będzie dość długo i trochę niesmacznie pod koniec.

Rzecz działa się w listopadzie ubiegłego roku. Niedziela, późne popołudnie, zaczynam odczuwać ból w okolicach odbytu. Myślę sobie: co jest? Ale że nie boli mocno, prawie zapominam o tym. W poniedziałek jest zdecydowanie gorzej, wciąż nie panikuje, ale zaczynam się zastanawiać co to może być. Pierwsze co przychodzi mi do głowy to hemoroidy. Internet, google, czytam objawy - nie, to na pewno nie to.

W międzyczasie czuję, że ból nie jest umiejscowiony w, że tak powiem, centrum, czyli odbycie, ale jakby wewnątrz lewego pośladka. Wciąż jeszcze daleka od paniki, staram się delikatnie wymacać rzeczony obszar. Boli jak sam skur... czybyk, wyczuwam też obrzęk. Siadanie, wstawanie stają się problemem. Wciąż czekam. W nocy z poniedziałku na wtorek nie śpię, ból narasta, żadna pozycja nie przynosi ulgi, rano dzielnie drepczę do pracy i próbuję się zarejestrować do internisty. Terminy porażają - wiadomo, listopad.
Ubłagawszy rejestratorkę dostaję termin na czwartek, godzina 17:00. Przychodnia prywatna, wizyty płatne - mój ojciec korzystał z jej usług i zawsze sobie je chwalił.

W dzień wizyty jest już bardzo źle, idę do pracy żeby nie zwariować i czymś się zająć, ale jestem na skraju histerii - ból jest tak silny, że co jakiś kwadrans sztywno idę do pokoju kierowniczki (pustego - jest na zwolnieniu) i tam ryczę zaciskając zęby. Do głowy mi nawet nie przychodzi żeby dzwonić na pogotowie, nie wiedziałam wtedy również, że istnieje coś takiego jak SOR. O 17 dowlokłam się ledwo żywa do przychodni, tam dowiedziałam się, że pani doktor dopiero zaczyna przyjmować i jestem 13 w kolejce. Załamka, mnie już boli tak, że dosłownie się pocę, ale idę pod gabinet. Jak wspomniałam, przychodnia prywatna, więc pani doktor skwapliwie każdego bada. Ja na korytarzu łażę po ścianach - nie mogę siedzieć, chodzić, najchętniej położyłabym się plackiem na brzuchu i umarła.

W końcu moja kolej - z godziny 17 zrobiła się 19. Wchodzę, czując, że zaraz się popłaczę, w gardle gula, ręce mi się trzęsą. Z ogromnym trudem siadam i zaczynam się jąkać, prawie pewna, że zaraz zemdleję. Proszę o wyrozumiałość i sekundę dla mnie, żebym mogła się choć trochę opanować. Przełykam gulę, słysząc, że pani doktor pyta mnie o płuca. Jakie płuca, myślę w otępieniu? Całości wizyty nie będę opisywała - dość, że okazało się, że zostałam błędnie zarejestrowana do INTERNISTY PULMONOLOGA.
Pani doktor nie pozwoliła mi nawet dokończyć, krzyknęła tylko, że z takimi objawami to powinnam chyba do psychiatry. I że co ja u niej w ogóle robię? Próbowałam jeszcze tłumaczyć, na końcu poprosiłam chociaż o receptę na jakiś silny lek przeciwbólowy. Zostałam wykopsana z gabinetu z niczym, jeszcze raz wyzwana od wariatek na korytarzu, przy reszcie oczekujących pacjentów. Nie mając już siły na nic, krztusząc się płaczem, wróciłam do domu półżywa.
Pierwszy raz widziałam wtedy tą kobietę, minęło już kilka miesięcy, a mnie wciąż trzęsie, jak sobie przypomnę jej twarz. A baaardzo dobrze ją pamiętam.

I końcówka: następnego dnia z marszu dostałam się do przychodni publicznej, pani doktor zbladła jak mnie zobaczyła i wysłuchała. Od razu wypisała skierowanie na SOR, tłumacząc mi przy okazji co ten skrót oznacza. Sama zadzwoniła po taksówkę, pomogła mi do niej wsiąść i pokrzepiła cudownym uśmiechem. Niemal od razu wzięto mnie na zabieg. Okazało się, że był to ropień okołoodbytniczy. Tak dorodny, że niemal w ostatniej chwili mi go nacięto - groził przetoką. Dość powiedzieć, że pan chirurg miał - wybaczcie dosadność opisu - zbryzgane nawet okulary i tęgiego karpika na twarzy, a ja wracałam do domu w upaćkanych spodniach - ale szczęśliwa tak, jak chyba nigdy wcześniej.

Pana chirurga miałam ochotę wycałować, a pani doktor z przychodni publicznej dostała kwiaty kilka dni później. A druga pani doktor, jeżeli kiedykolwiek ją spotkam też coś dostanie. W zęby. O ile nie zdołam się pohamować.

służba_zdrowia

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 742 (824)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…