Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#33279

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z cyklu cuda na kasie.

W czasach licealnych dorabiałam sobie jako kasjerka, coby mnie jako pasożyta nie postrzegano.

Działo się to kilka lat temu - w markecie, w którym pracowałam (wróć, tam, gdzie pośrednik rzucił), było sobie stoisko garmażeryjne. Cacy. Kupowało się kurczaczka na hali, miła Pani przyklejała naklejkę z kodem, po czym należało udać się do kasy i zapłacić. Proste.

Dzień był wtedy dość ciepły, tak ok. 25°C. Siedzę i kasuję niczym zombie. Wtem podchodzi Pan. Spoglądam na niego.
Niby facet jak facet, ale coś mi nie gra. Wszyscy pomykają w letnich ciuchach, a on jakoś tak dziwnie ubrany...
Wiem! Na głowie ma gruby, chyba filcowy kapelusz. Sporych rozmiarów. I palto też ma.
Myślę sobie w duchu po hiszpańsku: ′Qui hui?′.
No, ale nic. Nie od tego jestem, żeby czynić rozkminy.
Skasowałam. Spoglądam w górę i mówię:
[Ja]: To będzie 25,74 złooooo....
Co widzę? Jakaś ciecz spływa Panu po czole. O ludzie.
[Ja]: Proszę Pana, coś panu cieknie, ekhm, z głowy.
[Pan]: Aaa, tak, tak mam problemy z nadmiernym poceniem.
[Ja]: No nie wydaje mi się... czy mógłby Pan ściągnąć kapelusz?

Pan oponuje, w końcu odpuszcza.

Pod kapeluszem schował kurczaka z rożna. I to półtorakilowego! Żeby chociaż ćwiartkę, to bym zrozumiała...ale to?
[Pan]: To przez przypadek tak wyszło, ja zapłacę...
[Ja]: No nie ma innej możliwości.
Pan zapłacił, spakował się, wyszedł. Smacznego.

Nie sądzę, by ochrona była w stanie zainterweniować, w razie czego.
Tarzali się ze śmiechu na linii kas.

market

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1047 (1095)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…