zarchiwizowany
Skomentuj
(9)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Rok temu regularnie (co weekend bez przerwy) pracowałam w supermarketach jako hostessa. Praca dorywcza dobra dla osób uczących się, a pragnących dorobić. Historia dotyczyć będzie jednego z takich weekendów i piekielnej matki.
jak zwykle dzwonie na początku tygodnia do koordynatorki czy ma jakieś zlecenia na weekend. Zaproponowała mi akcje firmy takiej a takiej, która potrwa trzy dni. Oczywiście otrzymuje maila z dokładnymi informacjami a w nich, ze degustacja (hura! najszybciej czas mija na takich hostingach, gdyż klienci sami wykazują zainteresowanie i cały czas się coś dzieje) a mój produkt promocyjny to mleczne kanapki. Oczywiście promocja skierowana głównie do dzieci.
W piątek przychodzę wcześniej aby przygotować miejsce pracy, czyli rozstawić stand (stolik, na którym trzymamy artykuły promocyjne) i pokroić sample. Oczywiście firma idzie po najniższych kosztach. Produktu do degustacji mało, stolik kartonowy i niestabilny, stara wysłużona deska do krojenia. Brakowało serwetek oraz wykałaczek. Nauczona z poprzednich promocji, ze nie warto dokopywać brakujących akcesoria, bo pracodawcy pieniędzy nie zwracają za koszt własny, pomimo obietnic zaczynam prace. Jednak nie mogłam wytrzymać. Poprosiłam na stoisku z ciepłymi posiłkami o kilka serwetek. Wyłożyłam nimi tace i prawie usatysfakcjonowana namawiam klientów.
Uradowana towar schodzi, częstują się nie tylko dzieci, ludzie uprzejmi. nagle Podchodzi do mnie piekielna matka (PM) z dzieckiem:
[PM] Tu nie ma wykałaczek!!
[Ja] Przykro mi, ale nie posiadam.
Odrobinę zirytowana, bo Mamunia od razu miała nie uprzejmy ton i sprawiała wrażenie osoby uważającej się za lepsza od innych.
[Ja] Moze jednak malec spróbuje? Mamy o smaku kokosowym i czekoladowym.
[PM] Co?! Przecież tu są zarazki!
[Ja] Jeśli nie ma pani ochoty to dziękuje i życzę miłego dnia.
W tym czasie podszedł inny klient również z dzieckiem. Wiedziałam ze z poprzedniej konwersacji nic nie będzie, a ja tylko się zdenerwuje skupiłam uwagę na nim i jego pociesze. Gdy podawałam tace nowemu milusińskiemu mamunia urwała, a raczej wyrwała serwetkę spod sampli wzięła w nią czekoladkę i dala swojemu malcu. Zagotowało się we mnie. Ale to nie był koniec! Zużytą serwetkę rzuciła na tace z jedzeniem. Nie dałam rady... Porzuciłam uprzejmy ton, ale nie krzyczałam.
[Ja] Niszczy pani moje miejsce pracy!
[PM] to nie moja wina.
[Ja] inni tez to jedzą, jak pani może!! Przecież tu są zarazki!
[PM] Ty g*****ro! Pójdę do kierownika. Kto jest twoim przełożonym. Brak wykałaczek i jeszcze krzyk. Co za sklep.
Zdenerwowana ze łzami w oczach zeszłam z hali przygotować nowe sample, bo te nie nadawały się do niczego. Przerażona, ze dostane naganę i zakaz wejścia na sklep jako hostessa. zawsze klient ma racje. Zmierzam na dół, a tam kierowniczka działu, na którym pracowałam. Pewna, ze zaraz zakończę prace podchodzę, a ona wręcza mi wykałaczki:
-Na koszt supermarketu. Na następny raz idź na ochronę. Nasza pracownica widziała całe zajście i wie ze kobieta była powiedzmy nadgorliwa.
Dlatego rozumiem wszelkie humory kasjerek, magazynierów itp. Ludzie często są "nadgorliwi".
jak zwykle dzwonie na początku tygodnia do koordynatorki czy ma jakieś zlecenia na weekend. Zaproponowała mi akcje firmy takiej a takiej, która potrwa trzy dni. Oczywiście otrzymuje maila z dokładnymi informacjami a w nich, ze degustacja (hura! najszybciej czas mija na takich hostingach, gdyż klienci sami wykazują zainteresowanie i cały czas się coś dzieje) a mój produkt promocyjny to mleczne kanapki. Oczywiście promocja skierowana głównie do dzieci.
W piątek przychodzę wcześniej aby przygotować miejsce pracy, czyli rozstawić stand (stolik, na którym trzymamy artykuły promocyjne) i pokroić sample. Oczywiście firma idzie po najniższych kosztach. Produktu do degustacji mało, stolik kartonowy i niestabilny, stara wysłużona deska do krojenia. Brakowało serwetek oraz wykałaczek. Nauczona z poprzednich promocji, ze nie warto dokopywać brakujących akcesoria, bo pracodawcy pieniędzy nie zwracają za koszt własny, pomimo obietnic zaczynam prace. Jednak nie mogłam wytrzymać. Poprosiłam na stoisku z ciepłymi posiłkami o kilka serwetek. Wyłożyłam nimi tace i prawie usatysfakcjonowana namawiam klientów.
Uradowana towar schodzi, częstują się nie tylko dzieci, ludzie uprzejmi. nagle Podchodzi do mnie piekielna matka (PM) z dzieckiem:
[PM] Tu nie ma wykałaczek!!
[Ja] Przykro mi, ale nie posiadam.
Odrobinę zirytowana, bo Mamunia od razu miała nie uprzejmy ton i sprawiała wrażenie osoby uważającej się za lepsza od innych.
[Ja] Moze jednak malec spróbuje? Mamy o smaku kokosowym i czekoladowym.
[PM] Co?! Przecież tu są zarazki!
[Ja] Jeśli nie ma pani ochoty to dziękuje i życzę miłego dnia.
W tym czasie podszedł inny klient również z dzieckiem. Wiedziałam ze z poprzedniej konwersacji nic nie będzie, a ja tylko się zdenerwuje skupiłam uwagę na nim i jego pociesze. Gdy podawałam tace nowemu milusińskiemu mamunia urwała, a raczej wyrwała serwetkę spod sampli wzięła w nią czekoladkę i dala swojemu malcu. Zagotowało się we mnie. Ale to nie był koniec! Zużytą serwetkę rzuciła na tace z jedzeniem. Nie dałam rady... Porzuciłam uprzejmy ton, ale nie krzyczałam.
[Ja] Niszczy pani moje miejsce pracy!
[PM] to nie moja wina.
[Ja] inni tez to jedzą, jak pani może!! Przecież tu są zarazki!
[PM] Ty g*****ro! Pójdę do kierownika. Kto jest twoim przełożonym. Brak wykałaczek i jeszcze krzyk. Co za sklep.
Zdenerwowana ze łzami w oczach zeszłam z hali przygotować nowe sample, bo te nie nadawały się do niczego. Przerażona, ze dostane naganę i zakaz wejścia na sklep jako hostessa. zawsze klient ma racje. Zmierzam na dół, a tam kierowniczka działu, na którym pracowałam. Pewna, ze zaraz zakończę prace podchodzę, a ona wręcza mi wykałaczki:
-Na koszt supermarketu. Na następny raz idź na ochronę. Nasza pracownica widziała całe zajście i wie ze kobieta była powiedzmy nadgorliwa.
Dlatego rozumiem wszelkie humory kasjerek, magazynierów itp. Ludzie często są "nadgorliwi".
Jelenia Góra sklepy
Ocena:
128
(198)
Komentarze