Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#33446

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Rok temu regularnie (co weekend bez przerwy) pracowałam w supermarketach jako hostessa. Praca dorywcza dobra dla osób uczących się, a pragnących dorobić. Historia dotyczyć będzie jednego z takich weekendów i piekielnej matki.

jak zwykle dzwonie na początku tygodnia do koordynatorki czy ma jakieś zlecenia na weekend. Zaproponowała mi akcje firmy takiej a takiej, która potrwa trzy dni. Oczywiście otrzymuje maila z dokładnymi informacjami a w nich, ze degustacja (hura! najszybciej czas mija na takich hostingach, gdyż klienci sami wykazują zainteresowanie i cały czas się coś dzieje) a mój produkt promocyjny to mleczne kanapki. Oczywiście promocja skierowana głównie do dzieci.

W piątek przychodzę wcześniej aby przygotować miejsce pracy, czyli rozstawić stand (stolik, na którym trzymamy artykuły promocyjne) i pokroić sample. Oczywiście firma idzie po najniższych kosztach. Produktu do degustacji mało, stolik kartonowy i niestabilny, stara wysłużona deska do krojenia. Brakowało serwetek oraz wykałaczek. Nauczona z poprzednich promocji, ze nie warto dokopywać brakujących akcesoria, bo pracodawcy pieniędzy nie zwracają za koszt własny, pomimo obietnic zaczynam prace. Jednak nie mogłam wytrzymać. Poprosiłam na stoisku z ciepłymi posiłkami o kilka serwetek. Wyłożyłam nimi tace i prawie usatysfakcjonowana namawiam klientów.

Uradowana towar schodzi, częstują się nie tylko dzieci, ludzie uprzejmi. nagle Podchodzi do mnie piekielna matka (PM) z dzieckiem:

[PM] Tu nie ma wykałaczek!!
[Ja] Przykro mi, ale nie posiadam.
Odrobinę zirytowana, bo Mamunia od razu miała nie uprzejmy ton i sprawiała wrażenie osoby uważającej się za lepsza od innych.
[Ja] Moze jednak malec spróbuje? Mamy o smaku kokosowym i czekoladowym.
[PM] Co?! Przecież tu są zarazki!
[Ja] Jeśli nie ma pani ochoty to dziękuje i życzę miłego dnia.
W tym czasie podszedł inny klient również z dzieckiem. Wiedziałam ze z poprzedniej konwersacji nic nie będzie, a ja tylko się zdenerwuje skupiłam uwagę na nim i jego pociesze. Gdy podawałam tace nowemu milusińskiemu mamunia urwała, a raczej wyrwała serwetkę spod sampli wzięła w nią czekoladkę i dala swojemu malcu. Zagotowało się we mnie. Ale to nie był koniec! Zużytą serwetkę rzuciła na tace z jedzeniem. Nie dałam rady... Porzuciłam uprzejmy ton, ale nie krzyczałam.
[Ja] Niszczy pani moje miejsce pracy!
[PM] to nie moja wina.
[Ja] inni tez to jedzą, jak pani może!! Przecież tu są zarazki!
[PM] Ty g*****ro! Pójdę do kierownika. Kto jest twoim przełożonym. Brak wykałaczek i jeszcze krzyk. Co za sklep.


Zdenerwowana ze łzami w oczach zeszłam z hali przygotować nowe sample, bo te nie nadawały się do niczego. Przerażona, ze dostane naganę i zakaz wejścia na sklep jako hostessa. zawsze klient ma racje. Zmierzam na dół, a tam kierowniczka działu, na którym pracowałam. Pewna, ze zaraz zakończę prace podchodzę, a ona wręcza mi wykałaczki:
-Na koszt supermarketu. Na następny raz idź na ochronę. Nasza pracownica widziała całe zajście i wie ze kobieta była powiedzmy nadgorliwa.

Dlatego rozumiem wszelkie humory kasjerek, magazynierów itp. Ludzie często są "nadgorliwi".

Jelenia Góra sklepy

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 128 (198)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…