Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#33563

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W jednej z wcześniejszych historii pisałam, że jestem przewodnikiem turystycznym. Przewodnik ze mnie wierzący, ale nie praktykujący :), bo pracuję w innej branży, a oprowadzaniem dorabiałam sobie w trakcie studiów, na chwilę obecną tylko od czasu do czasu biorę zlecenia (bardziej dla przyjemności niż dla zarobku). O takim właśnie zleceniu z przypadku będzie historia :) Będzie długo, ale i piekielnie!

Rok temu, przyjaciółka siostry w ramach pracy dla jednej z organizacji studenckich, organizowała trzytygodniowy projekt dla zagranicznych studentów z całego świata. W skrócie - 25 osób miało przyjechać, zobaczyć Polskę i przedstawić wrażenia w postaci filmiku, wystawy i wydanej po wszystkim broszury. Pomysł zacny, praktyka jednak poszła swoją drogą...

Problem pierwszy - na początku projektu zaplanowano 10-dniowy objazd po Polsce ze zwiedzaniem. Przewodnik był dogadany na długo przedtem, ale z jakichś powodów musiał zrezygnować. Organizatorka w panice poprosiła moją siostrę o pomoc w znalezieniu kogoś na zastępstwo i tak trafiło na mnie. Pracę lubię, oprowadzam w kilku językach, w tym po angielsku, a i na nadmiar kasy nie narzekałam, więc zlecenie wzięłam bez wahania. Żeby nie przedłużać wstępu i przejść do jądra piekieł tej historii, przedstawię jeszcze tylko grupę podopiecznych: wiek 18-25, narodowości rozmaite, w tym 7 Amerykanów (największa grupka), Niemcy, Francuzi, Włosi, Szwedzi, kilka osób z Azji i Afryki. Nigdy nie cierpiałam na żadne uprzedzenia, ale po wszystkim ciężko było mi wrócić do tego stanu...

Sytuacja I - Polski to trudna język.
Wszyscy w pakiecie startowym zostali wyposażeni w rozmówki polsko-angielskie (znajomość angielskiego była jednym z podst. wymagań wobec kandydatów). Powiedziałam uczestnikom, że wielu młodych Polaków zna angielski, ale na wszelki wypadek niech rozmówki mają przy sobie, a już w ogóle będzie miło jak nauczą się paru podstawowych słów/zwrotów typu: proszę, dziękuję, jak dojść do..., ile kosztuje...?, dzień dobry, do widzenia, itp. Z mniejszym lub większym trudem nauczyła się tego cała wycieczka... za wyjątkiem Amerykanów. Dlaczego? Odpowiedzi udzieliła mi natychmiast "liderka" ich grupki: bo to RASIZM! Niegościnność! To oni z wielkiego i wspaniałego kraju przyjechali robiąc zaszczyt naszemu zabitemu dechami zaściankowi, a tu nie mogą po angielsku?! Rozmówki na moich oczach poleciały w kosz, oczywiście reszta grupki ochoczo poszła w ślady "buntowniczki". Echhh...

Sytuacja II - Polska to seksistowski raj dla fanatyków!
Wycieczka obejmowała między innymi zwiedzanie kościołów i innych miejsc kultu religijnego. Dla formalności na początku wspomniałam, że nie wypada wchodzić do świątyń zbyt rozebranym, byłoby dobrze, gdyby każdy na wycieczkę spakował coś do zakrycia ramion, ew. dłuższe spodnie/spódnicę. Jak spod ziemi przed moją twarzą wyrosło wściekłe oblicze Amerykanki drące się w niebo głosy, że: nie po to JEJ kraj walczy o wolność na świecie, żeby ona w BURCE łaziła! Ona jest wolną osobą i nie da się polaczkowemu katolickiemu seksizmowi! Podburzona grupka przytaknęła pokrzykując, że to skandal i... następnego dnia na zwiedzanie dziewczyny stawiły się ubrane jak do pracy w klubie go-go, a ich rodaków prędzej wysłałabym na plażę, niż na zwiedzanie czegokolwiek. Jakoś nikt inny nie miał obiekcji do moich wskazówek i widziałam, że reszcie było jakby głupio. Cóż...

Sytuacja III - G*wien nie jadam!
Wiadomo, że przy takiej mieszance kulturowej, organizatorzy musieli wziąć bardzo pod uwagę nawyki żywieniowe uczestników. Jednocześnie chcieli, żeby każdy miał możliwość skosztowania regionalnych specjałów. Codziennie wieczorem przedstawiali możliwe menu na następny dzień (na ogół były to 2-3 wersje), żeby móc z wyprzedzeniem zgłosić zamówienie do miejsca, gdzie mieliśmy rezerwację na posiłek. Zadowolenie ogółu trwało krótko. Trzeciego dnia na ręce głównej organizatorki złożona została petycja podpisana przez... tak, zgadliście - Amerykanów. Ci z pełnym oburzeniem napisali, że nie będą jeść żadnych g*wnianych pierogów (tłumaczenie dosł.), ani tym bardziej innych obrzydliwości (w menu do tej pory schabowe, kiełbasa, zupy rozmaite i wariant wegetariański). Żądają hamburgerów, coli itp, bo są głodni... (nie, żeby złośliwość, ale większości przydałaby się akurat ścisła dieta). Organizatorom opadły ręce, zaprowadzili niezadowolonych do maka. Wreszcie mogli się najeść, chociaż utyskiwali, że drogo i mało, a pani przy kasie ma polaczkowaty akcent (tł. dosł.)

Sytuacja IV - Obóz koncentracyjny.
Zwiedzamy obóz w Sztutowie. Komentarz jednego z Amerykanów: jak się głupio daliście, to mieliście. U nas to by nie przeszło. My jesteśmy zbyt dumni, żeby nas ktoś do obozów wpakował. Pfff.
Chłopak dostał w pysk... od Niemki.
Sądząc po tym, że chwilę później grupka amerykańska zgubiła się i szybko została odnaleziona za jednym z baraków, gdzie poszli na papierosa - nie zrobiło to na nich wielkiego wrażenia.

Sytuacja V - That′s amore!
Wśród mojej "ulubionej" grupy zawiązała się parka. Ok, nikt nie broni, wakacyjna miłość to piękna sprawa... Gorzej, że zgubili się nam w trakcie zwiedzania jednego z kościołów (tj. wszyscy wyszli, ale stan osobowy pomniejszony o 2). Wracam więc do środka pełna nadziei, że może zachwycili się architekturą późnego gotyku... Nadzieje były to płonne. Zachwycili się bowiem nie witrażami, a konfesjonałem (fakt, że pięknym, bogato zdobionym, w drewnie rzeźbionym). Nie, nie natchnęło ich na gruntowną spowiedź, a na szybki numerek. Widoku męskich owłosionych pośladów wyglądających filuternie przez kratkę nie zapomnę baaaardzo długo (nie, EuroTrip nie oddaje pełni uczuć towarzyszących oglądaniu takiego obrazu...).

Sytuacji było jeszcze kilka, jak sobie przypomnę - dopiszę. Od siebie dodam tylko, że nie tylko ja byłam delikatnie mówiąc zniesmaczona ich zachowaniem. Reszcie grupy (całkiem fajni ludzie swoją drogą) było wstyd za kolegów i koleżanki zza Wielkiej Wody, a organizatorzy chyba stracili serce do przedsięwzięcia. Jakoś im się nie dziwię.

wielki świat w naszych skromnych progach

Skomentuj (74) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1406 (1446)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…