Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#33625

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O sąsiadzie, co koty tępi...

Mieszkam na wsi, wszyscy się znają i lubią (no, może nie do końca. Wieś jak każda inna, ludzie zwierzaki mają, bo tereny wokół domów niemałe. Moja rodzina także z tego korzysta: mamy psa i kota.

Wspomnę jeszcze, że dzielimy z babcią jedno podwórko, więc sąsiada mamy tego samego ;).

A ten pan hoduje gołębie :). Piękne ptaki, latają sobie wszędzie, nikomu to nie przeszkadza, więc on problemów z innymi nie ma :). No, ale wiadomo, skoro ludki mają koty, to pewnie ptaszyska pozżerają.

Moja kotka o oryginalnym imieniu Baśka do najgrzeczniejszych nie należy. Nie zdziwiło mnie, kiedy dowiedziałam się, że włazi do gołębnika i straszy ptaszyska. Sąsiad na początku wyrozumiały, tylko sugerował, że mam kociska pilnować. No, ale jak? Przecież jej w domu nie zamknę. Za którymś razem kochany sąsiad zjechał mnie zdrowo za mojego "sierściucha" i zagroził, że potraktuje moją kiciusię wiatrówką (niejeden bezdomny kotek już tak skończył). Ja, jako iż pyskata jestem do kwadratu, wypaliłam że jak tknie mojego zwierza to mu te ptaszydła z procy powystrzelam. Spieniony sobie poszedł.

Całe zajście widziała z podwórka moja babcia. Ostrzegła, żebym nie kłóciła się za bardzo, bo kot już by dawno gołębie pożarł, a kiedy ona ostatnio zrobiła awanturę jej kot nagle zaginął. Znalazł się po kilku dniach. Martwy, obdarty ze skóry na progu przed domem.

Zaczynam się zastanawiać czy warto było się tak wydzierać...

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -2 (188)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…