Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#34026

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, dlaczego wciąż panicznie boję się wody.

Tak w ramach wprowadzenia - nigdy nie byłam dobrym pływakiem. Mój styl pływania można opisać jako "pomieszanie z poplątaniem, czyli nie do końca wiem, co robię", respekt przed wodą czułam od zawsze, toteż na głęboką wodę nigdy się nie rzucałam. W ogóle jakoś do pływania się nie garnęłam.

Opisywana historia zdarzyła się ponad rok temu. Wioska, dosłownie cztery domy w okolicy, pełniące rolę domków letniskowych. 25 kilometrów od cywilizacji, zasięg jakiejkolwiek telefonii komórkowej nikły, domki jeszcze niezamieszkane (maj). Ale okolica piękna - jezioro i lasy, lasy, lasy.

Drugiego dnia pobytu wybraliśmy się na kładkę, żeby pogrzać się trochę w promieniach późnowiosennego słońca (prawie 30 stopni Celsjusza, szał) i tego też dnia nasz wyjazd się skończył. Dla mnie prawie tragicznie.
Był to dopiero pierwszy dzień upałów, woda w jeziorze wciąż tak zimna, że stopy wykrzywia, za to jak na organizm ludzki po trzech godzinach na słońcu taka temperatura działa - można się domyślić. Nie zdążyłam nawet wykrzyczeć, że nie umiem pływać, kiedy kolega wpadł na genialny pomysł zrzucenia mnie z kładki do wody - i tenże plan wprowadził w życie. Obudziłam się w szpitalu.

Pamiętam tylko ułamek sekundy, w którym to czułam się przerażona tak, jak nigdy w życiu. Szok termiczny też zrobił swoje i poszłam na dno jak kłoda. OGROMNE szczęście w nieszczęściu, że obecny był inny znajomy, posiadający uprawnienia ratownika wodnego - natychmiast mnie wyłowił, zajął się też RKO. Panowie ratownicy (pozdrawiam serdecznie) karetką to chyba przylecieli, bo fizycznie tych 25 kilometrów w tak krótkim czasie to się autem przebyć nie da. Ale dotarli i cudem uratowali.

Kto tu był piekielny? Nie, wcale nie znajomy (przynajmniej nie dla mnie), który wiedział, że nie pływam jakoś wybitnie, ale jego matka.

Kiedy tylko wyszłam ze szpitala, kobieta kilkukrotnie pojawiała się w okolicach mojego domu i za każdym razem, kiedy mnie widziała, wrzeszczała na mnie, że jak ja mogłam coś takiego zrobić, że spaczyłam psychikę jej synowi, że on się strasznie przejął, taką szopkę odwaliłam (no tak, dla żarciku przestałam sobie oddychać i zatrzymałam serce) i że to JA powinnam JEGO przeprosić. Na całe rodzinne miasteczko poszła z kolei plotka, że chciałam odszkodowanie od nich wyłudzić (nie wiem jak, nie wiem po co).

Chłopakowi powiedziałam, że przecież nic się nie stało, żyję, mam się dobrze, bo naprawdę emocjonalnie zareagował. Historia z matką skończyła się, kiedy zgłosiłam policji nękanie. Plotki się nie skończyły. Pozostał niesmak. No i ten strach przed wodą.

wakacje_znajomi

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 788 (828)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…