Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#34074

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracując jako tłumacz w UK miałam klienta, powiedzmy pana Maćka. Pan Maciek był tak sympatycznym człowiekiem, że z otwartością, poczuciem humoru, honorem i prostolinijnością, szybko stał się moim ulubionym klientem. Niestety przy tym wszystkim z niespotykaną przeze mnie do tej pory gracją i częstotliwością, popadał w kłopoty, przyprawiając tym samym panią Maciusiową o palpitacje serca.

Pan Maciek miał swojego czasu wypadek samochodowy z nie swojej winy. Wiadomo - chciałoby się odszkodowanie. Współbrat Polak zachwalał pewnego prawnika więc pan Maciek poszedł za radą i podpisał papierki zlecając sprawę zachwalanemu prawnikowi. Niestety współbrat Polak zapomniał dodać, że zachwala jedynie dlatego, iż od każdego skuszonego na usługi do kieszeni wpada mu banknocik. Upsss, przeoczenie.

Pomijam już wielką niekompetencję, rozlazłość i brak jakiejkolwiek inicjatywy prawnika. Skoncentrujmy się na samym samochodzie.

Samochód po wypadku zabrał ubezpieczyciel do siebie na parking, wypłacił odszkodowanie i przysłał papierki. Kolega od serca, oczywiście Polak, przetłumaczył panu Maćkowi papiery - samochód może bez problemu zostać u ubezpieczyciela, ubezpieczyciel zajmie się jego utylizacją bo nie nadaje się do dalszego użytku, zajmie się wyrejestrowaniem, itd. Tu historia powinna się kończyć ale po co?

Po jakimś czasie do drzwi pana Maćka zapukał komornik z czterema cyferkami na fakturze. Ale jak to? Że co? Za co?

Okazało się, że powypadkowym samochodem ktoś kilka ładnych miesięcy temu (wystarczająco dawno aby urząd miejski się wkurzył i przekazał sprawę do komornika) przekroczył prędkość, zrobiono zdjęcie i wysłano mandat. Samochód zarejestrowany jest na pana Maćka, więc mandat wysłano do jego miejsca zamieszkania. Nic to, że pan Maciek już dawno się wyprowadził, a obecnie w lokum rezydują inni Polacy - też bardzo dobrzy znajomi. To zawijamy się i jedziemy do znajomych.

Znajomi owszem, wiedzą o pismach, które najpierw przychodziły z urzędu a potem od komornika ale przychodziły przecież na nazwisko pana Maćka, pan Maciek się o nie nie pytał więc nic nie wspominali. Logiczne, ′prawda′?

Dalej - jaki znowu mandat? Przecież samochód po prawie roku stoi u ubezpieczyciela i nikt nim nie jeździ. Komornik zgodził się wstrzymać sprawę na 24h.

Biegniemy z panem Maćkiem na policję zgłosić kradzież, skoro samochód nadal jest na niego zarejestrowany. Policja pyta się czy w umowie z ubezpieczycielem nie było, że to pan Maciek ma się zająć samochodem, bo jest to standardowa klauzula. Nie, nie było. Policja, że musiało być, oni nie przyjmą zgłoszenia.

Kompletnie załamany i zdegustowany pan Maciek wraca do domu i pokazuje mi umowę z ubezpieczycielem. Pierwsze pytanie: czytał to pan kiedyś? No on nie, kolega tłumaczył. Aha, to mamy rozwiązanie.

Co się okazało. W umowie wyraźnie było napisane, że ubezpieczyciel ściąga samochód na swój parking a potem samochodem musi zająć się jego właściciel - pan Maciek. Kolega pana Maćka wykorzystał jego kompletna nieznajomość języka źle tłumacząc mu umowę a następnie sam pojechał do ubezpieczyciela, podpisał odbiór samochodu (nie wiem jakim cudem) a następnie sprzedał go miejscowemu typowi spod ciemnej gwiazdy.

Pan Maciek komornikowi zapłacił żeby ten dał mu już spokój i jeszcze tego samego wieczoru wsiadł z bratem i ekipą do samochodu w celu złożenia wizyty koledze od umowy. Nie wiem jak dokładnie przebiegła wizyta, ale pan Maciek pieniądze odzyskał co do grosza.

Polacy w UK

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 643 (669)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…