Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#34259

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia poniżej wydarzyła się ok. 3 lat temu.
Moja młodsza siostra razem z koleżanką - obydwie w wieku 11 lat, zbierały w ogrodzie wiśnie. Dzieci jak to dzieci, wdrapały się na najniższe gałęzie i zaczęły swój "zbiór".
Ja im nie pomagałam bo stwierdziły że same dadzą rade, więc obserwowałam je z bezpiecznej odległości. W pewnym momencie zaczęłam rozmawiać przez telefon, odeszłam kawałek i wtedy usłyszałam krzyk. Okazało się że koleżanka siostry spała z drzewa i nadziała się udem na ogrodzenie które miało ostre pręty. Kiedy ją zobaczyłam przeraziłam się bo nie lubię krwi a dodatkowo byłam ich opiekunem. W jednym momencie siostra zapakowała koleżankę do auta - wykazała się lepszym refleksem ode mnie, i razem pojechałyśmy do szpitala. Wtedy zaczęły się schody...
Zaparkowałam przez głównym wejściem do SORu, koleżankę już noga tak bolała że nie mogła iść. W związku z tym że ja nie dałabym rady jej unieść pobiegłam do rejestracji. Kobiecie w okienku (K) najszybciej jak umiałam powiedziałam co się stało i poprosiłam o wózek o to co usłyszałam:
K- niestety nie dam pani wózka bo nie wiem w jaki sposób chce go pani wykorzystać, może chce go pani ukraść?
J- a po co mi niby wózek inwalidzki, proszę o pomoc, w moim aucie jest 11 letnia przestraszona dziewczynka trzeba się nią zając
K- to proszę ja tu przyprowadzić
W nerwach i zrezygnowana odeszłam od okienka i sama z siostrą próbowałyśmy wyciągnąć dziewczynkę z auta. Sytuacje całą widział młody lekarz, który akurat wyszedł na papierosa od razu podszedł do nas, wziął dziecko na ręce i zaniósł na odział. Przekleństwa które leciały w trakcie- m.in do kobiety z okienka nie są do przytoczenia na tej stronie;)
Wydawałoby się że to koniec historia ale nie w/w kobieta z okienka była bardziej piekielna...
Kiedy koleżankę siostry wzięli do szycia, a ja sama próbowałam się uspokoić a przede wszystkim młodszą siostrę kobieta z okienka zawołała mnie do siebie w celu uzupełnienia dokumentacji
K- umie i nazwisko dziecka
J- Anna Piekielna
K- Adres
(wszystko recytowane tonem rozkazującym i nieznoszącym sprzeciwu)
J- przykro mi nie znam, dziewczynka jest koleżanką mojej siostry, dlatego nie wiem jakie są jej dokładne dane
K- rozumie, pesel
Myślałam że źle słyszę ale jednak nie, okazało się że jednak można nie znać adresu obcego dziecka ale jego pesel już tak...
J- powtarzam Pani nie znam tej dziewczynki tak dobrze
K- rozumie, numer ubezpieczenia
W tym momencie nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać. Wybrałam trzecią opcje- atak złości. Tłumacząc jej całą historie od początku i mowie żeby zadzwoniła do rodziców po pierwsze po dane a po drugie- ważniejsze, w celu poinformowania ze ich dziecko jest w szpitalu.
O to co usłyszałam:
K- nie mam numeru
J- proszę podejść do sali zabiegowej i wziąsć od dziewczynki.
K- a pani nie może?
Mogę. Proszę o kartkę i długopis żeby ten numer zapisać - dostałam. Poszłam, dziewczynka znała na pamieć, podała mi, podchodzę do okienka i co?
K- po co Pani do mnie z tym przychodzi, niech pani dzwoni u pani to się stało
J- (jestem osobą spokojną...) nie mam telefonu w nerwach nie wzięłam torebki, portfela. dokumentów itp.
K- w dzisiejszych czasach ludzie po 2 komórki maja a ty ani jednej?
J- nie nie mam, czy możemy skończyć dyskusje i zadzwoni pani do rodziców?
K- cisza...
Zrezygnowałam, siadłam w poczekalni przy siostrze i czekałam aż lekarz skończy. Po wszystkim wzięłam dziewczynkę i zawiozłam do domu. A tam co się okazało? Oczywiście "kobieta z okienka" nie zadzwoniła. Widocznie przewyższało to jej umiejętności.
Na drugi dzień złożyłam skargę, która była prawie tak obszerna jak ten post.

służba_zdrowia

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 175 (215)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…