zarchiwizowany
Skomentuj
(9)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Im starsza jestem tym częściej w szpitalu.
Ale jeszcze za dzieciaka, kiedy miałam lat kilka-kilkanaście, trafiłam na "poleżynki" do szpitala w Wołominie. O tym jak się tam nami opiekowano, można książki pisać. Nie wiem do końca dlaczego tam wtedy trafiłam, bo oprócz standardowych badań w stylu EKG nic ciekawego się nie działo. Oprócz...
Leżałam w pokoju czteroosobowym, ale było nas tej nocy tylko dwie. Zestawiłyśmy łóżka i zaczęłyśmy, jak to smarkate, straszyć się nawzajem duchami, bolesnymi badaniami, tym że od leków zielenieją zęby, i że w tych łóżkach na pewno umarło mnóstwo ludzi. Sami pewnie rozumiecie jak to wyglądało.
W którymś momencie naszą rozmowę przerwało... miałknięcie. Do naszej sali wkroczył KOT. Duży, tłusty kot. Połaził po pokoju, pomiałczał przy oknie, po czym wyszedł.
KOT. W szpitalu. Oczywiście, obie uznałyśmy ze jest to manifestacja złych mocy i resztę nocy leżałyśmy drżąc schowane pod kołdrami.
Teraz śmieszy mnie to niesamowicie, tylko... Kto do cholery wpuścił kota do szpitala? Leżałyśmy na 4 piętrze, czemu nikt go nie wyrzucił? Kot w szpitalu pełnym dzieciaków, które mogły być chore, uczulone, po operacjach, roznoszący pchły i zarazki po pokojach, załatwiający się byle gdzie.
Kot został znaleziony dopiero DWA dni po tym zdarzeniu i wyrzucony przez którąś matkę. Przez ten czas..? Diabli wiedzą. Fakt, że nikt z personelu tego kota nie zauważył, dość dobitnie świadczy o tym jak ta placówka funkcjonowała.
Ale jeszcze za dzieciaka, kiedy miałam lat kilka-kilkanaście, trafiłam na "poleżynki" do szpitala w Wołominie. O tym jak się tam nami opiekowano, można książki pisać. Nie wiem do końca dlaczego tam wtedy trafiłam, bo oprócz standardowych badań w stylu EKG nic ciekawego się nie działo. Oprócz...
Leżałam w pokoju czteroosobowym, ale było nas tej nocy tylko dwie. Zestawiłyśmy łóżka i zaczęłyśmy, jak to smarkate, straszyć się nawzajem duchami, bolesnymi badaniami, tym że od leków zielenieją zęby, i że w tych łóżkach na pewno umarło mnóstwo ludzi. Sami pewnie rozumiecie jak to wyglądało.
W którymś momencie naszą rozmowę przerwało... miałknięcie. Do naszej sali wkroczył KOT. Duży, tłusty kot. Połaził po pokoju, pomiałczał przy oknie, po czym wyszedł.
KOT. W szpitalu. Oczywiście, obie uznałyśmy ze jest to manifestacja złych mocy i resztę nocy leżałyśmy drżąc schowane pod kołdrami.
Teraz śmieszy mnie to niesamowicie, tylko... Kto do cholery wpuścił kota do szpitala? Leżałyśmy na 4 piętrze, czemu nikt go nie wyrzucił? Kot w szpitalu pełnym dzieciaków, które mogły być chore, uczulone, po operacjach, roznoszący pchły i zarazki po pokojach, załatwiający się byle gdzie.
Kot został znaleziony dopiero DWA dni po tym zdarzeniu i wyrzucony przez którąś matkę. Przez ten czas..? Diabli wiedzą. Fakt, że nikt z personelu tego kota nie zauważył, dość dobitnie świadczy o tym jak ta placówka funkcjonowała.
służba_zdrowia
Ocena:
49
(159)
Komentarze