Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#34592

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja kuzynka Marysia to okaz szczególny, niepodrabialny, jedyny w swoim rodzaju…
(Odsłona I w: http://piekielni.pl/34590)

Odsłona II- filozofia życiowa Majżjolli.

Majżjolli nie pracuje.

Nie pracowała, zresztą, nigdy. Edukację zakończyła na podstawówce, choć przewinęła się przez wszystkie chyba placówki tzw. kształcenia ponadpodstawowego, czyli- licea, technika, zawodówki- nie kończąc niczego. Bynajmniej nie z braku zdolności- tych nigdy nikt jej nie odmawiał.

Kiedy spytałam, co się stało, że…, usłyszałam (I dobrze mi tak! Trzeba było nie pytać!) :
-O! bo ty myślisz, że kiedyś to tak łatwo było!(i „woda”, i „łabędź”, i „zimno”- oszczędzę.) i zaraz ten mąż…(wyszła za mąż dobrze po dwudziestce), te dzieci…A co? Ja też bym chciała języków się uczyć (nie wiem, skąd jej nagle „języki” przyszły do głowy, ale przezornie milczałam)! I prezenty(???) bym chciała robić, ale pieniędzy nie było… I te dzieci…a ja to lekarzem chciałam być, o!

No i jest- swoim własnym.
Z dziesięć lat temu odkryła u siebie „refluks”. Jakąś tajemniczą chorobę, której objawów za chol…erę nie mogłam znaleźć w żadnej encyklopedii.
Ale się- o naiwna!- przejęłam! Pomyślałam sobie, że może jakoś pomogę, skoro to taka straszna choroba.

- Majżjolli jest bezglutenowa.- usłyszałam od jej męża na swoje nieśmiałe pytanie.- I wiesz, jak coś zje..kiełbasy, albo ziemniaków…to tak źle się czuje… ona teraz może tylko marchew, ryż biały, polędwicę, chleb z „Goska” i gotowaną kurę.

W swojej naiwności spytałam, czy to lekarz jej taką dietę zaaplikował.
- Majżjolli po żadnych lekarzach chodzić nie chce!
- Ale może jakieś leki…- próbowałam nieśmiało.
- A jakie na to leki? Majżjolli mówi, że żadnych leków na to nie ma.
No! Skoro Majżjolli mówi!
Odpuściłam.
Wpiep…rza tę marchew z ryżem i „chlebemzgoska” po dziś dzień.

***

Jako, że Majżjolli boi się zimna, ukochanym, i jedynym chyba programem, który budzi jej szczere zainteresowanie jest prognoza pogody. Po rodzinie chodzą słuchy (nie sprawdzałam, bo nie dzwonię), że potrafi odebrać telefon i po stwierdzeniu:
- O! bo ja pogodę oglądam!- rozłączyć się.

Ona naprawdę wie, że jak modrzew zrzuca igły w sierpniu, to zima będzie mroźna; a jak jaskółki nisko latają…itepeitede.
I to się jej autentycznie przydaje!

Ona potrafi przez dwa tygodnie obserwować przez okno zachmurzone niebo, by dnia piętnastego móc z tysiącprocentową pewnością wyjść i łapać promienie słoneczne na balkonie.
Przez pięć minut.

W pochmurne dni nie wychodzi…
- O! bo mnie potem cały tydzień głowa boli!
(Ale chyba nie od farelki, nie?).

A kiedy wieje wiatr?
- O! bo ty chyba zwariowałaś! Ty nie pamiętasz, jak ja się wymarzłam (jasne, że nie pamiętam- nie było mnie wtedy na świecie!)! O! bo ty nie wiesz, jak to jest…(szpary w ścianach). O! bo ja też bym chciała tak sobie wychodzić, kiedy chcę!

***

Siedzi więc sobie Majżjolli w domu czekając na piękną pogodę i marzy o pracy.

Mamy Babcię- Osobę przez wielkie „O”.
Kiedyś byłam świadkiem takiej oto rozmowy:
- O! bo wy wszyscy myślicie, że ja to bym nie chciała do pracy! A ja to bym bardzo chciała! Ale żeby gdzieś… w takim banku!

Wszyscy oniemieli. Tylko Babcia zagaiła:
- A czemu w banku, Marysiu?- Ona jedna nie uległa presji „Majżjolli”.
- O! bo to przy pieniądzach jest!
Woleliśmy nie pytać, jak te pieniądze Marysia miała zamiar zdobyć.

***

Brak pracy Majżjolli długo był bolączką całej rodziny. Te jej dziwactwa nie pojawiły się od razu. Podobno kiedyś była „prawie normalna”:

Ktoś znalazł jej pracę kelnerki:
- O! nie! Bo mnie tam będą wszyscy podszczypywać!
- To może w kuchni?
- O! nie! Bo tam śmierdzi spalonym! O! a mnie strasznie mdli od spalonego!
- No to może na poczcie?
- O! nie! bo tam tak te kasowniki(!) głośno stukają! A mi tak potem za uszami w głowie stuka!
- A biblioteka?
- O! nie! Ile kurzu w tych książkach! I r o z t o c z e ! A potem mi krew będzie z nosa lecieć!

Wreszcie, po wielu nieudanych próbach, Babcię diabli wzięli:
- Grzeszysz, Marysiu! Nawet na ulicy pracę można znaleźć!- stwierdziła niezbyt fortunnie.
Majżjolli zaniemówiła. Babcia się połapała i próbowała wybrnąć:
- A nie, dziecko, nie pod latarnią! Na to ty już za stara jesteś! Do zamiatania ulic, dziecko. Ogłoszenie takie na słupie widziałam…

Końcem końców Majżjolli do żadnej pracy nie poszła…
No cóż- „wredny los” wyjątkowo jej nie sprzyjał, choć tak bardzo przecież się starała…

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 107 (179)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…