Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#34804

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Miałam nieszczęście zgłosić się jako opiekun do grupy dzieciaków jadących na kolonię.
I wyobraźcie sobie, że dzieciaki były cudne, najgorszym co się wydarzyło było szkło w pięcie. Opiekunowie - w większości pierwsza klasa.
Kto zatem był piekielny?
Turyści. Mama, tata i mała "ofiara".

Siedzę przy grupce sześciu dziesięciolatków rysujących kredą po asfalcie.
Popołudnie, gorąco, duszno, wtem widzę dwójkę spoconych rodziców, taszczącą w moją stronę tak bladego, że niemal przezroczystego, chłopca.
Moi podopieczni ustawili się w krąg i obserwują.
- Eeeeej! Pani! Pomóż! - Krzyczy mężczyzna.
Kładą przede mną chłopca, dzieciak ledwo się rusza, jakiś mężczyzna już od dłuższego czasu przyglądający się, pochodzi, podkłada chłopcu kurtkę pod głowę i przynosi apteczkę z samochodu.

Pytam, szanownych piekielnych, co się stało.
- Syna wąż ukąsił! - Mówi matka.
Klękam przy młodym, rzeczywiście, na nodze rana, sina pręga od ukąszenia w górę, tylko że rana nie dość że napuchnięta, to wygląda jak zrobiona przez zmutowaną anakondę.
- To jaki to wąż był, widzieli państwo? Strasznie duża ta rana.
- Bo... - Zawahała się kobieta.
- Bo co? - Pytam, już po telefonie na 999.
Odpowiedź spycha mi żołądek w okolice kolan.
- Bo mąż jest survivalowcem. Sam się zajął raną i nawet się synkowi lepiej zrobiło, ale od paru godzin gorączkuje i, no, pomocy trzeba było.
- Dlaczego państwo nie zadzwonili po ambulans?
- Bo my nie używamy telefonów. I nie oglądamy telewizji. I żyjemy w zgodzie z naturą. - Mówi z dumą kobieta, a mąż potakuje.
- Świetnie, ale wasz syn mógł umrzeć przez wasz brak reakcji. - Trochę dramatycznie to zabrzmiało, ale jakby nie było, to prawda.
- A gdzie, to zuch chłopak. - Powiedział ojciec. - Ja mu zaaplikowałem już prawdziwą pomoc.

Jak wygląda pierwsza pomoc według nawiedzonego survivalowca/szamana amatora?

1. Dziurki po ukąszeniu koniecznie trzeba powiększyć do stosownej wielkości, by skondensowany jad wyciekł. Powiększamy sparzonym scyzorykiem!
2. Trzeba wyssać jad.
3. Na ranę należy założyć ucisk. Jak najmocniejszy.
4. Ślina goi rany, rumianek goi rany, a przeżuty rumianek z babką lancetowatą kładziony w chore miejsce, to panaceum na każdą chorobę. Pojenie ledwo żywego dziecka nalewką z bursztynem zmieszaną z sokiem z brzozy jest na drugim miejscu.
5. Wcale nie trzeba dzwonić po ambulans kiedy dziecko mdleje i ma przerywany oddech. Zapalmy kadzidła i odgońmy złe duchy.
6. Ignorujemy krwotok z nosa, omdlenia, bladość, majaczenia i wymioty. Reagujemy dopiero kiedy dziecko przestaje się ruszać i zaczyna robić się sine. Dziecko pod pachę i w drogę, bo manifestujemy obrzydzenie do zanieczyszczających powietrze aut - to tylko dwa kilometry, na pewno nic dziecku nie będzie! Przewietrzy się trochę...

Karetka przyjechała, ratownicy z niedowierzaniem wypisanym na twarzach zabrali dziecko i rodziców, po czym odjechali.

Jak mocno trzeba mieć pomieszane pod kopułą, żeby narazić dziecko na bolesną i powolną śmierć, bo tatuś jest "profesjonalistą" i czarami oraz swoimi własnymi technikami survivalowymi uchroni dziecko od jadu węża?
Złoty Wakacyjny Debil wędruje do Rodziców Roku 2012.
Chłopiec, po dziesięciogodzinnej męczarni, naprawdę cudem przeżył.
Nie wiem niestety, czy rodziców dotkną jakiekolwiek konsekwencje, chociaż składałam zeznanie. Pielęgniarce też nie spodobała się monstrualna rana i wezwała policję.

kolonia

Skomentuj (62) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 949 (999)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…