Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#35041

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opowieść o tępocie ludzkiej..

Wstęp:
Mój narzeczony ma chore serce i bierze bardzo silne leki. Dlatego kategorycznie nie może pić alkoholu. Ogólnie wszelkie używki niet!

Historia właściwa:
Wybrałam się z mym narzeczonym (N.) do moich starych znajomych, ot takie spotkanko towarzyskie. Na początku fajnie, gadka szmatka, wspominamy sobie i w końcu przechodzimy do alkoholu. I wywiązał się taki dialog:

[Z]najomy: Czyli piją wszyscy?
[N]: Oprócz mnie!
[Z]: Dlaczego?!
[N]: Leki biorę.
[Z]: Oj tam, oj tam nic ci nie będzie!
[N}: Mówię nie!

Kolega się trochę obraził, ale dał spokój i N. szczęśliwy popijał colę;) Nie piła jeszcze jedna z koleżanek, bo była w ciąży.

Po ok. 2 godzinach nie byliśmy może bardzo pijani, ale jednak. W pewnym momencie N. zrobił się jakiś taki blady, z paniką w oczach spojrzał na mnie i powiedział: "Coś nie tak." Wytrzeźwiałam w trybie natychmiastowym. Widzę, że chłopak jest naprawdę wystraszony, co nie zwiastuje dobrze, bo choruje na nerwicę serca (odsyłam: pl.wikipedia.org/wiki/Zespół_Da_Costy), zaczyna się horror.

Sprawdzam jego puls, serce mu wali jak szalone, a on w tym czasie dostaje duszności. Chwilę później pada decyzja: jedziemy do szpitala.
Próbujemy go podnieść, dostał zawrotów głowy i prawie leży na podłodze. Karetka? N. mówi nie, może uda się mu podnieść. Tak więc próba nr. 2, całkiem nieźle, ale zaraz przy drzwiach N. upada i krzyczy wniebogłosy. Boli serce, jak cholera. Dzwonimy po karetkę, N. stracił przytomność, ja płaczę. Przysięgam na Boga, że nigdy tak się o niego nie bałam, a przeżyliśmy razem wiele.

Przyjeżdża karetka, następnych kilku godzin zupełnie nie pamiętam. W każdym razie diagnoza taka "tabletki brał i alkoholu wypił". Ale jak to możliwe?

Tutaj cała piekielność tej historii! Ano koleżka mój nie mogąc się pogodzić, że mój luby nie chciał się napić, przez dwie godziny dolewał mu po troszeczku wódki do jego szklanki. Jak się okazało później koleżance w ciąży także.
Jego argument: "no, żeby im weselej było".

I tak jego chęcią zabawy zafundował, ciężarnej koleżance kilka dni ciągłego wymiotowania (miała problemy z żołądkiem) mi kilka godzin strachu i wiele tygodni nerwów, a mojemu narzeczonemu poważne pogorszenie się stanu zdrowia.

Grunt to zabawa.

Skomentuj (97) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1766 (1816)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…