zarchiwizowany
Skomentuj
(14)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Rzecz miała miejsce lat temu parę, a mianowicie w czasach kiedy chodziłam do liceum i dorabiałam przez wakacje na roznoszeniu nieszczęsnych ulotek.
Jak wszystkim wiadomo roznosiciele ulotek nieczęsto są traktowani z życzliwością. Tak też było i tym razem. Po obejściu paru okolicznych wiosek miałam roznieść ulotki na obrzeżach miasta, na strzeżonym osiedlu.
Oczywiście w każdej klatce domofon i drzwi skutecznie pozamykane mimo 30 stopniowego upału. Koszyków na ulotki nie było więc musiałam biegać na 4 piętro i z powrotem, zostawiając ulotkę na wycieraczce.
Dwie klatki poszły szybko więc zmierzam do trzeciej, dzwonię na domofon pod pierwszy lepszy numer i uprzejmie się witam informując że roznoszę ulotki i bardzo proszę o otworzenie mi drzwi. Tak też się stało. Parter, pierwsze piętro zaliczone, drugie również więc zbieram się do wchodzenia na kolejne, gdy nagle ma miejsce sytuacja następująca. Drzwi mieszkania otwierają się i wyłania się z nich staruszka, wiek dokładnie 63 lata, jednak całkiem krzepka. I tu wywiązuje się dialog, [S]taruszka vs [J]a:
[S] co pani wyrabia?!
[J] roznoszę ulotki.
[S] a wie pani, że to do mnie zadzwoniła na domofon?!(wręcz z krzykiem i oburzeniem pytanie zadane)
[J] nie wiedziałam, dziękuję za otwarcie drzwi.- i pędzę na górę.
[S] hej! panienko wróć się! czy ty wiesz że ja mam 63 lata?! I nie mam sił żeby do domofonu podchodzić, ja chora jestem! a ty mi tu na klatce śmiecisz! Ja sobie nie pozwolę żeby taka gówniara mi zdrowie niszczyła ja się po to schylać nie będę!
-stałam na schodach z "karpiem" aż w końcu wydukałam, że ja bardzo chętnie pani gazetkę podam, co by się schylać nie musiała, ale to jednak nie wystarczyło. Pani z krzykiem kazała mi ulotkę zabrać, nie tylko spod jej drzwi ale także spod drzwi sąsiadów, ze wszystkich pięter na których ulotki rozniosłam i nie pomogły tłumaczenia, że może ktoś akurat ulotką będzie zainteresowany a ja w firmie mam czasem kontrole i może na tym ucierpieć moje wynagrodzenie. Stwierdziłam, że wojny nie wygram, więc ulotki zebrałam i schodzę na dól.
Jednak to nie był koniec. "bardzo schorowana pani" która we własnym domu do domofonu podejść nie może zeszła za mną na dół, żeby sprawdzić czy zadanie wykonam, a gdy tak się stało ostentacyjnie trzasnęła za mną drzwiami wykrzykując: "chamstwo i hołota! żebym cię już tu więcej nie widziała!"
"Życzliwość" ludzka nie zna granic.
Jak wszystkim wiadomo roznosiciele ulotek nieczęsto są traktowani z życzliwością. Tak też było i tym razem. Po obejściu paru okolicznych wiosek miałam roznieść ulotki na obrzeżach miasta, na strzeżonym osiedlu.
Oczywiście w każdej klatce domofon i drzwi skutecznie pozamykane mimo 30 stopniowego upału. Koszyków na ulotki nie było więc musiałam biegać na 4 piętro i z powrotem, zostawiając ulotkę na wycieraczce.
Dwie klatki poszły szybko więc zmierzam do trzeciej, dzwonię na domofon pod pierwszy lepszy numer i uprzejmie się witam informując że roznoszę ulotki i bardzo proszę o otworzenie mi drzwi. Tak też się stało. Parter, pierwsze piętro zaliczone, drugie również więc zbieram się do wchodzenia na kolejne, gdy nagle ma miejsce sytuacja następująca. Drzwi mieszkania otwierają się i wyłania się z nich staruszka, wiek dokładnie 63 lata, jednak całkiem krzepka. I tu wywiązuje się dialog, [S]taruszka vs [J]a:
[S] co pani wyrabia?!
[J] roznoszę ulotki.
[S] a wie pani, że to do mnie zadzwoniła na domofon?!(wręcz z krzykiem i oburzeniem pytanie zadane)
[J] nie wiedziałam, dziękuję za otwarcie drzwi.- i pędzę na górę.
[S] hej! panienko wróć się! czy ty wiesz że ja mam 63 lata?! I nie mam sił żeby do domofonu podchodzić, ja chora jestem! a ty mi tu na klatce śmiecisz! Ja sobie nie pozwolę żeby taka gówniara mi zdrowie niszczyła ja się po to schylać nie będę!
-stałam na schodach z "karpiem" aż w końcu wydukałam, że ja bardzo chętnie pani gazetkę podam, co by się schylać nie musiała, ale to jednak nie wystarczyło. Pani z krzykiem kazała mi ulotkę zabrać, nie tylko spod jej drzwi ale także spod drzwi sąsiadów, ze wszystkich pięter na których ulotki rozniosłam i nie pomogły tłumaczenia, że może ktoś akurat ulotką będzie zainteresowany a ja w firmie mam czasem kontrole i może na tym ucierpieć moje wynagrodzenie. Stwierdziłam, że wojny nie wygram, więc ulotki zebrałam i schodzę na dól.
Jednak to nie był koniec. "bardzo schorowana pani" która we własnym domu do domofonu podejść nie może zeszła za mną na dół, żeby sprawdzić czy zadanie wykonam, a gdy tak się stało ostentacyjnie trzasnęła za mną drzwiami wykrzykując: "chamstwo i hołota! żebym cię już tu więcej nie widziała!"
"Życzliwość" ludzka nie zna granic.
praca
Ocena:
1
(75)
Komentarze