Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#35296

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia świeża i gorąca jak dzisiejszy poranek.

Nie dogadałam się z człowiekiem, któremu akurat tego dnia podrzucił mnie opiekun praktyk.
Stawiłam się w umówionym miejscu i czasie, dzwonię, aby poinformować leśniczego, że już jestem i może mnie zgarnąć do pracy. Nie odbiera. Automat o przemiłym, kobiecym głosie obiecuje, że sieć dostarczy informację, kiedy tylko abonent znajdzie się w zasięgu lub włączy telefon. Myślę – dobra, przypadki chodzą po ludziach, poczekam. Jednakże parzenie się na parkingu w ubraniach przeznaczonych do pracy w lesie (długi rękaw i nogawki, glany) nie za bardzo mi się uśmiechało, więc wyruszyłam na podbój pobliskiego osiedla położonego nad jeziorem.
Zawędrowałam na miejską plażę. Miejsce położone tak, by w razie pojawienia się wyczekiwanej informacji w pięć minut można było się zwinąć. Przeczytałam regulamin kąpieliska, podpatrzyłam okoliczną faunę, która w pełni korzystała z faktu, że o tak pogańskiej godzinie nad jeziorem prawie nikogo nie było, wreszcie usadziłam tyłek na pomoście i podziwiam widoki.
Słońce niespiesznie wspina się ku zenitowi, wraz z jego wędrówką temperatura systematycznie rośnie, a telefon jak milczał, tak milczy. Wytrzymać w pełnym rynsztunku coraz ciężej. Pomyślałam, że widok bielizny podczas rozkręcającego się z każą przybyłą panią festiwalu bikini nie zrobi na nikim wrażenia, więc zrzuciłam wierzchnie warstwy i spokojnie grzeję kości. O ja naiwna!

Dla ochłody zamoczyłam kuper w wodzie i właśnie z półprzymkniętymi oczami dosychałam, gdy poczułam nie najlżejsze uderzenie w ramię. I jeszcze raz. I jeszcze. Jednocześnie ponad sobą usłyszałam coś o zboczonych, niewyżytych kobietach, nimfomankach, pedofilkach oraz innych wynaturzeniach.
Otwieram jedno oko i widzę, że w rękę dziabie mnie szpetny, żółty i zaniedbany paluch wieńczący równie brzydką stopę. Kopyto zaś należy do zażywnego, zbulwersowanego mężczyzny, na oko pięćdziesięcio-sześćdziesięcioletniego. Na moje błyskotliwe i skrzące się inteligentnym humorem „Ale że hę?” odpowiada on nowym stosem inwektyw, dorzucając jeszcze coś o niewychowaniu.
W przeciągu kilkunastu sekund dowiedziałam się, że demoralizuję dzieci przychodzące na kąpielisko, jestem bezwstydna i powinnam już dawno była zapaść się pod ziemię, by nie gorszyć innych, a także, że taki strój przystoi paniom z „Playboy′a”, tudzież innego „Maxima”. W swoim wywodzie często wracał do tego argumentu, wymieniając co raz to inne tytuły. Intrygujące.
- Ależ proszę pana, czym się różni moje ubranie od strojów pań leżących choćby tam? - pytam lekko skołowana, pokazując gestem kobiety o dość obfitych kształtach wyeksponowanych jeszcze przez bikini.
- A bo strój kąpielowy to nie bielizna. Stanik to ty gówniaro powinnaś jedynie mężowi pokazywać, a nie tu ludziom plażę obrzydzać! - wrzasnął właściciel brudnego palucha niemal w moje ucho i dawaj, od nowa swoją litanię wyzwisk. Próbowałam jeszcze argumentować, że ilością golizny nie przekraczam ogólnie przyjętych norm, ale jakkolwiek bym tematu nie naświetlała, wszelkie próby rozbijały się o żelazny mur „logiki” pana. Nawet odwołanie się do regulaminu plaży, z którym byłam świeżo zaznajomiona, nie odniosło spodziewanego skutku – pan wciąż gardłował, ściągając na na uwagę, której wcale nie pożądałam. Szukając wyjścia z sytuacji, które nie zakończyłoby się moim opuszczeniem plaży w trybie ekspresowym, dojrzałam ratownika. Jest i mój wybawca!
Zniesmaczonemu facetowi proponuję, że skoro nie możemy dojść do porozumienia, a kierownika plaży ani widu, ani słychu, to zwrócimy się po opinię do ratownika – w końcu on też powinien wiedzieć, co mi wolno, a czego nie. Zgodził się. Wzięłam swoje rzeczy pod pachę (pan wciąż udowadnia mi, jakie to ze mnie bezczelne bydlę) i podreptaliśmy w kierunku „wyroczni”.
Ratownik, po oględnym objaśnieniu sprawy, obrzucił mnie fachowym okiem znawcy i z irytacją zwrócił się do dziadka, który nawet na chwilę nie przerwał swojego potoku wymowy.
- Panie! Jak pan żeś jest pe... homoseksualista, to idź pan sobie facetów podglądać, a daj się dziewczynie opalać w spokoju!
Gość się zapowietrzył, poczerwieniał na niewyparzonej gębie i zmył jak niepyszny. Chwilę później na plaży śladu po nim nie było. Jeśli dalej gdzieś z ukrycia na mnie pomstował, być może miał satysfakcję, że nie dalej jak pół godziny później i ja się zwinęłam, jednak nie było to spowodowane jego moralnym zwycięstwem, a upragnioną wiadomością, że leśniczy już jest w zasięgu sieci.

plaża miejska

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 119 (165)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…