#35607

Czytając niektóre historie o kwiatkach w medycynie, przypomniała mi się historia, która przydarzyła się mojemu tacie.

Tytułem wstępu: mój tata to człowiek pracowity, wciąż coś naprawia, majsterkuje.

Historia właściwa: Pewnego dnia postanowił naprawić dziurawą rynnę przed domem. Stanął na drabinie, wszedł na ok. 2 metry i nagle słychać trzask. Pękł szczebel od drabiny. Patrzę, a tata leci na ziemię, próbując odruchowo zamortyzować upadek ręką. W łokciu coś przeskoczyło. Tata ręką specjalnie ruszać nie może. Wyje z bólu przy każdym ruchu. Mama pakuje tatę do samochodu i jedzie z nim do szpitala. Z Jej opowiadań wynikało, że w szpitalu było tłoczno, więc musieli czekać 2,5 godziny na swoją kolej! Kiedy już weszli i objaśnili całą sytuację, lekarz kazał zrobić prześwietlenie. Kilkadziesiąt minut czekania. Jest! Piekielny stwierdził, że to zwykle stłuczenie (?!), nakazał założenie gipsu (?) i pożegnał rodziców.

Po tygodniu, stawił się na kontrolę. Ten sam lekarz stwierdził, że jeszcze trochę trzeba ponosić i położono gips na kolejne 1,5 tygodnia. Tata stwierdził, że nic to nie daje i pojechał do jakiejś lepszej kliniki w stolicy.

Lekarz ściąga gips, ogląda opuchniętą rękę i nakazuje zrobić prześwietlenie. Po kilkunastu minutach dostaje, patrzy, kręci głową i wypowiada pamiętne słowa, które tata wciąż sobie przypomina na nowo :D

[L]: Panie ABC, jaki kretyn na złamaną kość z przemieszczeniem bez operacji nałożył panu, ku*wa gips?
[T]: Widzi pan, panie L, w szpitalu X tak się zdarza.
[L]: To może pan podziękować tamtemu idiocie, bo czeka pana operacja i kilka miesięcy operacji (tu wyciąga zdjęcie rentgenowskie). Niech pan zobaczy, ile tu zrostów itd...

Tłumaczył Mu przez kilka jeszcze kolejnych minut.

Tata pofatygował się do szpitala X, gdzie lekarz totalnie zbity z tropu, nie umiał wyjaśnić całej tej idiotycznej sytuacji. Tata przeszedł operację i 2 inne zabiegi, a rehabilitacja trwa już 7 miesięcy.

służba_zdrowia