Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#35850

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z nocy piątek/sobota... do tej pory jestem przerażona tym, jak okropnie można być potraktowanym przez przyjaciół.
Ostrzegam, będzie długo.

Jeden z chłopaków na moim roku miał w piątek urodziny, zebraliśmy się więc całą ekipą na kolacje i kilka drinków w pubie niedaleko od szkoły. Dołączył do nas jeszcze mój najlepszy kumpel, Steve, który po pewnym czasie wyszedł przed bar na papierosa i wrócił po jakichś 5 minutach z dziewczyną, której nie znałam, oznajmiając nam:
- To jest Katie, wystawili ją znajomi, posiedzi trochę z nami.
Spoko, niech siedzi, w końcu na nadmiar dziewczyn nie narzekaliśmy (licząc mnie i Katie były aż 2), a i ona okazała się sympatyczna, więc fajnie spędziliśmy tam trochę czasu, po czym przenieśliśmy imprezę do ww. solenizanta.
Tam Katie, która zdążyła się już uspokoić opowiedziała nam, że do Los Angeles (miasto blisko 4 miliony ludzi, wg Wikipedii) przyjechała z przyjaciółmi ze Spokane (200 tys ludzi, w stanie Washington) na zwiedzanie i ogólną zabawę. Nie mieli miejsca w hotelu, po prostu mieli coś znaleźć jak już się trochę zabawią w piątek i w sobotę jechać do San Diego. Tylko że ci przyjaciele (para) pokłócili się między sobą i jej kazali - dosłownie - spier*****. Zabrali też ze sobą jej kluczyki od samochodu, a Katie został zapas, ale przysięgała się, że zna ich 10 lat i na pewno jej nie zabiorą auta, co najwyżej poczekają na nią w środku. Mówiła, że zostawili ją tak już w kilku miejscach, m. in. na plaży, w Disneylandzie, w Vegas, etc. ale zawsze czekali w samochodzie.

Ok. 2 Katie postanowiła, że jej znajomi już pewnie ochłonęli i poszła do samochodu poczekać tam na nich. Próbowała jeszcze do nich zadzwonić, ale wdzwaniała się bezpośrednio na pocztę głosową. Katie w kółko powtarzała, że oni na pewno nigdzie tym samochodem nie pojechali, więc postanowiliśmy ją puścić samą do samochodu (noc z piątku na sobotę, nawet o 2:00 jest bezpiecznie bo imprezy trwają, pełno policji, a auto było zaparkowane tylko 1 ulicę od imprezy, więc nie obawialiśmy się puścić jej samej). Coś mnie tknęło i zapisałam jej jeszcze mój numer telefonu - tak na wszelki wypadek - w razie gdyby wpadła w jakieś kłopoty, żeby do mnie zadzwoniła.

O 4:00, ja od godziny już w domu, dzwoni moja komórka. Odbieram ją już niemal przez sen, a w słuchawce zapłakana Katie, dzwoni że jej "przyjaciele" zabrali jednak ten samochód porzucając ją w środku nocy w kompletnie nieznanym mieście, na dodatek zupełnie samą. Próbowała ich jeszcze szukać, ale się zgubiła, uciekała przed jakimiś bezdomnymi i teraz siedzi w jakimś fast foodzie i nie wie co ze sobą zrobić.
Zaprosiłam ją do siebie, dałam jej kolację, pożyczyłam komórkę żeby zadzwoniła do ojca, bo jej własna się rozładowała. Steve, który u mnie nocował (jakoś nie miałam serca wysyłać go przez miasto nieistniejącą komunikacją miejską w środku nocy, a mieszka dość daleko), ostatecznie musiał porozmawiać z jej ojcem który najpierw nas zwyzywał (!!) a dopiero po chyba 20 minutowych wyjaśnieniach podziękował za opiekę nad córką.
Poszliśmy spać ok. 5 rano ustalając, że wstaniemy o 9:00 i ogarniemy całą historię, bo przecież nie porzucą jej w tym Los Angeles na zawsze (a przynajmniej taką miałam nadzieję).

7:30 w sobotę budzi mnie telefon, żadnego dzień dobry, żadnego pocałuj mnie w d***, tylko dawaj Katie do telefonu.
- Sekundę - mówię, bo przecież muszę się wydłubać z łóżka, pójść do salonu gdzie śpią moi goście, i ją obudzić.
- nie, k**** sekundę tylko JUŻ!!!!!
- ale proszę się uspokoić - mowie spokojnie - za chwileczkę ją dam, muszę tylko przejść do pokoju w którym śpi i ją obudzić.
- zamknij się! zamknij się! - drze się laska w słuchawce - nie słuchasz mnie! my tu przyjechaliśmy ze Spokane, ja muszę z nią rozmawiać NATYCHMIAST!
- proszę pani - przechodzę już do oficjalnego tonu, z "Madame", pomimo że po angielsku mówi się do wszystkich na Ty - to pani mnie nie słucha. Próbuję pani wytłumaczyć, że porozmawia pani z Katie, jak tylko ją obudzę, bo śpi. Nie próbuję pani tej rozmowy opóźnić czy uniemożliwić.
W słuchawce na chwilę zapada cisza.
- Aha.

Budzę Katie, panie dogadują się przez telefon i odprowadzam Katie do jej samochodu, żeby się nie zgubiła. Przez całą drogę dostaję dramatyczne smsy na mój numer (komórka Katie w międzyczasie się wyładowała, a ja nie miałam takiej ładowarki) "policja już cię szuka, zobaczysz!"; "oni już tu są i chcą zabrać samochód, pośpiesz się!" (tutaj za źle zaparkowany samochód albo przestanie parkometru, zależnie od ulicy można dostać mandat albo mieć samochód odholowany).
Kiedy tam dotarliśmy, okazało się ze nikt nie próbuje niczego zabierać, ulica - jak to w sobotę rano - była kompletnie pusta, a parking nie byłby przestany jeszcze przez godzinę. Jej przyjaciele nie powiedzieli do mnie ani słowa, popatrzyli się tylko na mnie jak na wariatkę i nawrzeszczeli na biedną dziewczynę, która bez słowa zabrała im kluczyki do swojego samochodu i mam nadzieje już im nie odda i że dotrą jakoś z powrotem do tego Spokane.

Naprawdę żałuję, że im nic nie powiedziałam, bo jakim człowiekiem trzeba być żeby swoją przyjaciółkę porzucić w środku nocy w obcym, WIELKIM mieście i całą noc się nie zainteresować, nie włączyć nawet telefonu, po czym od rana obwiniać wszystkich, tylko nie siebie.
Dobrze, że Steve ich wypatrzył wtedy jak się kłócili na ulicy i zaczepił Katie, bo słabo mi na samą myśl co by się mogło stać, gdyby Katie nie trafiła na grupę niegroźnych studentów (dzięki czemu zabrała do domu szaloną wakacyjną przygodę), tylko na jakiegoś gwałciciela, psychopatę albo mordercę... i nie mówcie, że przesadzam, bo jest ich tu naprawdę sporo, a kompletnie zagubiona, porzucona dziewczyna która nigdy tu nie była mogła łatwo paść ich ofiarą.
Mam nadzieję, że jej ojciec już nigdy jej nie puści na żaden wyjazd z tymi piekielnymi znajomymi i porządnie sobie z nimi porozmawia po powrocie.

"przyjaciele" zagranica

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 95 (223)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…