Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#36219

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Podczas remontu obecnego miejsca zamieszkania, nawiązaliśmy ze Ślubną współpracę z panią od architektury wnętrz. Nie chodziło nam zbytnio o sam wystrój - Ślubna lubi się bawić w takie rzeczy, to dla niej sama radość. Ale domek miał parę technicznych trudności, a i o wielu nowych rozwiązaniach ułatwiających szaraczek zwykły nie wie. Zdecydowaliśmy się więc na panią, która na stronie internetowej miała realizacje w naszym guście.

Przy omawianiu warunków umowy wyszło, że wynagrodzenie pani jest do akceptacji, a i niebagatelne było to, że ma popodpisywane różne umowy na rabaty w wielu salonach z meblami, materiałami i sprzętem, co dawało możliwość, że ona zarobi, sklepy zarobią, a my zbytnio nie przepłacimy. Wydawała się konkretna, wydawało się, że rozumiemy się wpół słowa. Mówiła, że dopilnuje ekip, będzie latać za materiałami, konsultując je z nami, generalnie weźmie na siebie cały syf związany z remontem, a my odbierzemy dom pod klucz.

Remont trwał 5 miesięcy.

Na początku było fajnie - było tak, jak mówiła. Projekt sympatyczny... I cenowo faktycznie było nieźle, wiem, bo non stop siedziałem w porównywarkach cen - materiałów i sprzętu.
Schody zaczęły się gdzieś na etapie 3/4 realizacji, zaczęła raz po raz wyjeżdżać, ekipa zwracała się do nas z pytaniami o sprawy techniczne, o których nie mieliśmy pojęcia. Wszystko zaczęło się przesuwać, a my mieliśmy datę przeprowadzki wyznaczoną. Wyznaczyliśmy ją sobie na 3 tygodnie po podanym przez nią pierwotnym terminie, wiedząc, że obsunięcia w tego typu sprawach to rzecz zwykła.

Wszystko utknęło na kuchni. Poprzednia ekipa robiła wszystko - malowanie, elektrykę, kafle, montaż "białego"... I robili dobrze. Ale do kuchni byli potrzebni stolarze z prawdziwego zdarzenia. Pani zapewniała, że "ta ekipa nigdy jej jeszcze nie zawiodła".

Cóż, dopiero po fakcie okazało się, że mogła tak z czystym sumieniem powiedzieć, bo wzięła ich na zlecenie pierwszy raz.... Generalnie faceci kręcili jak mogli, pili, nie stawiali się, pomontowali część drzwiczek do góry nogami, pozadzierali fornir na szafkach, źle ciągnęli kable do oświetlenia podszafkowego, wykłócali się, gdy się mówiło, żeby poprawić.

A kobieta?

Wyjeżdżała. Na trzy dni. Na cztery. I znów.
Gdy zadzwoniłem prosząc, by ogarnęła stolarzy, usłyszałem, że "ona za nich nie odpowiada, przecież to dla nas pracują i mam nie odreagowywać na niej frustracji".

W końcu wprowadziliśmy się, mimo że zamiast pokoju dziennego z aneksem był rozpi.ździaj i lej po bombie. Kibel jest, można mieszkać. Panowie, czując nasz oddech na karku, jakoś się spięli. Popoprawiali i poszli.

Pokój dzienny wykończyliśmy sami.

Mieszkamy od półtora miesiąca. Przez ten czas pani ani widu, ani słychu. W sumie nawet byłem skłonny machnąć ręką, bo na tamten moment miała zapłacone mniej więcej tyle, ile zrobiła - 75% wynagrodzenia za ok. 75% realizacji.

Zadzwoniła wczoraj, pytała, czy może się umówić na "robienie fotografii realizacji na stronę". Pewnie podczas fotografowania naszego wykończenia pomieszczeń chciałaby też jeszcze porozmawiać na temat tej nie wypłaconej 1/4.

Ale ja nie mam jej nic do powiedzenia.

usługi

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 654 (694)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…