Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#36256

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Moja przyszła teściowa chyba zbytnio mnie nie lubi, a dzisiaj utwierdziłam się tym bardziej w tym przekonaniu.
Od dziesięciu lat jej humorki i z natury wścibski charakter nieodmiennie rujnują każdy dzień spędzony w jej towarzystwie, toteż wizyty i odwiedziny ograniczmy zawsze do minimum.

Zaplanowałam mały remont w domu. Dzisiaj w końcu doczekałam się renowacji łazienki. Zupełnie nie tak, jak planowałam.
Zaczęło się niewinnie - o godzinie 7.23 obudził mnie wrzask i jak dla mnie trudny do zniesienia upał (w pokoju miałam 28 stopni Celsjusza). Półprzytomna ubrałam się i zeszłam na dół. W kominku płoną ognie piekielne. Idę do przedpokoju.
Co widzę?

Mojego teścia, którego nienawidzę jak diabeł wody święconej (to materiał na osobną historię), oraz dziadka i wuja mojego narzeczonego. Kochana teściowa łaskawie odwołała ekipę, bo co to, rodzina gorsza? Oni nie zrobią?
Mam taki zwyczaj, że jeśli mam mało czasu, gotuję coś wieczorem i następnego dnia mam gotowy obiad.

Teściowa rozpanoszywszy się w moim mieszkaniu, rozłożyła końskie porcje mojego spaghetti na talerze. Dla prawie wszystkich. Dla mnie zabrakło, co zostało skwitowane słodką uwagą:
- Nie zaszkodzi ci jak trochę schudniesz! Oni głodni są! Śniadanie o szóstej jedli.
Była ósma.

Nie lubię kłótni, i chociaż od jakiegoś czasu charakterek mi się wyrabia, wciąż wolę przeczekać "okres kryzysowy" niż rzucać się z nożem do gardła ofiary.
Idę do swojego pokoju, ale nie dane mi jest nawet ubrać się w spokoju.
Teściowa wparowuje do mojej samotni, a ja muszę ratować się ucieczką za parawan, bo od pasa w górę jestem naga.
Za nią wchodzi jej piętnastoletni syn.
I wuj.

- Bo ja tak myślałam, czy ty przypadkiem w ciąży nie jesteś? - pyta kochana mamusia.
- Dobrze mama wie, że nie - odpowiadam zza parawanu.
- Ale teraz mają na to takie tabletki, terapie, różne rzeczy.
- Nie jestem w ciąży.
- No wiem. A może byś chciała, co? Zróbcie mi wnuczka albo wnuczusię. Ja wiem, że jałowość można wyleczyć, ty to na złość robisz, kariery się zachciało... - ostatnie słowa skierowane do towarzyszy, skwitowane tychże donośnym pomrukiem.
- Może mama wyjść? Przebieram się.
- Ojej, co taka wrażliwa. To co, będziesz się leczyć?
- Czy mama rozumie, że coś, czego nie ma, nie może być wyleczone? A teraz proszę wyjść.
Z fochem, wyszła.

Kiedy się pozbierałam, ubrałam i zeszłam na dół, "ekipa" już się zwinęła, zostawiając mi w zlewie masę brudnych talerzy i szklanek, echo w lodówce i syf w łazience. I klapę do toalety zdobną w cierpiące na wytrzeszcz żółwiki. Z ręcznie wypisanym paragonem za usługę.

domek

Skomentuj (47) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 723 (803)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…