Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#36474

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu pracowałam w małej firemce zatrudniającej pięć osób.
Ja - Proszek, w biurze, Adam i Paweł na produkcji, Kuba w magazynie i Piotrek jako "rozwoziciel-przywoziciel", dumnie zwany Przedstawicielem Handlowym. No i Jurek - szef. Wszyscy oprócz mnie i Piotrka znali się jeszcze z czasów szkolnych, a i my się szybko zaaklimatyzowaliśmy, więc morale pracowników było chyba lepsze niż w biurze Google ;)
Oczywiście praca pracą, ale nieraz trzeba było zostać dłużej. I kiedy było spore zamówienie, to ktoś szedł po piwo i pracowaliśmy dalej pijąc piwo (no bo już oficjalnie nie jesteśmy w robocie), a jeśli było luźniej, to ktoś szedł po piwo i się rozkładaliśmy przed biurem. Było fajnie.

Aż w końcu Kuba, magazynier, stwierdził że nie daje rady. Ma za dużo roboty, takiej pobocznej roboty nie związanej z magazynem. To powinien robić jakiś student za 5zł na godzinę, bo robota prosta jak drut, ale zajmuje sporo czasu, a magazyn leży i kwiczy. Więc Jurek po namowach zatrudnił Dominikę. I się zaczęło...

Dominika, chudziutka studentka, wpadała na kilka godzin dziennie, żeby robić tę głupią robotę. Ona się nie przepracowywała, a Jurek się nie przepłacał - tak się mówiło. I byłoby dobrze, ale po tygodniu zaczęły ginąć pieniądze i to tylko wtedy, kiedy w pracy była Dominika. Morale nam się zważyło. Nikt jej za rękę nie złapał, ale nikt już nie zostawiał pieniędzy w kuchni. Kuchnia była taką kanciapą, gdzie się zostawiało wszystko ;) No ale już nie pieniądze.

Jurek chodził wściekły. Ale dopiero się wk*rwił, jak mu z biurka zniknęła koperta z poważną gotówką. 10 tysięcy złotych wyparowało. Co robiła taka gotówka w biurku zamiast na koncie? Leżała sobie. No i wyparowała. Tak wściekłego szefa nie widziałam nigdy. Zrobił poważny rozpier*ol w gabinecie (łącznie z rzuceniem krzesłem w ścianę) i wyszedł. Nie było go do końca pracy, przekazał mi tylko telefonicznie, że jutro możemy nie przychodzić do roboty. Wszyscy. Mam przekazać dalej, że go nie stać już na taką firmę i mamy się wynosić.
Zadzwonił pół godziny później, że owszem, jutro mamy wolne, ale pojutrze wracamy i pracujemy 2 razy bardziej. Zły był bardzo, my wszyscy byliśmy zresztą źli. Adam skoczył po piwo, po pracy siedzieliśmy i długo gadaliśmy o tej sytuacji. Dominiki z nami nie było, elegancko obrabialiśmy jej cztery litery i groziliśmy pięściami w kierunku nieba, że my byśmy to jej... natłukli.

Tydzień później znów zniknęły pieniądze. Już mniejsze i prywatne, 100zł Kuby. Poleciał do Jurka mówiąc, że albo się złodziej znajdzie albo on odchodzi, bo go nie stać na to, żeby u nas pracować.

Jurek po jakimś czasie wszystkich zwołał do swojego gabinetu i... włączył nam zapis z monitoringu.
Tak, przez ten dzień, kiedy mieliśmy nie przychodzić do pracy, zainstalował kamery, i to całkiem nieźle poukrywane. Oczywiście nikomu nic nie mówiąc.
Pięknie było widać złodzieja korzystającego z okazji, że Kuby nie ma w magazynie. Przetrzepał kurtkę, znalazł portfel, wyjął kasę, schował portfel, rozejrzał się i wyszedł.
Jurek: - To wy teraz wracajcie do pracy, a złodziej zostaje. No, sio!
Wyszliśmy... ja, Kuba, Paweł, Piotrek, Dominika.
Adam został.
Tak.
Adam wykorzystał nową osobę w firmie i się wzbogacał, a wszystkie gromy leciały na nową, jak inaczej.
Na początku za drzwiami było cicho, ale później kłótnia przeniosła się na korytarz, na zewnątrz, był wrzask, były groźby, było niezłe widowisko.
Adam wyleciał na tak zbity pysk, że aż mnie samą zabolało. Oczywiście sprawa wylądowała na policji.

A Dominika pierwszy raz została z nami po pracy, żeby posiedzieć na schodach przy browarku i poważnie pogadać. Biedna, nawet nie wiedziała, że ktoś ją o coś podejrzewał i bardzo się zdziwiła naszymi przeprosinami.

Skomentuj (35) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1684 (1718)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…