Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#36616

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Parę chwil z życia kelnerki.

Polskie emerytki w cywilizowanym lokalu.

1.
Z miłym uśmiechem przyklejonym do twarzy rozdaję na lewo i prawo próbki ryby. Zazwyczaj ludzie biorą i idą dalej, czasami zatrzymując się i biorąc jeszcze dla Staszka/siostry/kuzynki. Tym razem zatrzymała się samotna pani emerytka.
- Całkiem dobra ta ryba... Co to?
- Smażony dorsz w panierce proszę pani - odpowiadam. - Gdyby pani jednak chciała, mamy naturalnie i inne...
- Ta jest dobra. To ile kosztuje?
- 7 zł za 100 gram.
- A jak za 7 to biorę - rzecze pani i zajmuje stolik.
Należy dorzucić, że nie ma ryb ważących idealnie 100 gram. Najmniejsze zaczynały się w okolicach dwustu i chociaż zazwyczaj jeśli klient nie sprecyzował rozmiaru, dawano mu po prostu większą, ale na wszelki wypadek wolałam zapytać.
- Jaka porcja dla pani? Mniejsza, większa?
- No tej ryby, TEJ - odpowiada pani, pokazując na mój talerz z próbkami. Tośmy się dogadały... - I pani się pośpieszy, bo ja jeszcze na plażę chcę zdążyć.
Oddałam zamówienie na kuchnię. Przeczuwając problemy poleciłam im zrobić jednak mniejszą porcję i podchodzę do pani jeszcze raz.
- Dobrze, pani rybka już się robi, ale chciałam się jeszcze upewnić. Porcja ma być mniejsza, tak?
- TAKA ZA 7 ZŁOTY - pani artykułuje wszystko jakby mówiła do niedorozwiniętej.
- Ale proszę pani, nie ma ryb idealnie za 7. Najmniejsze mamy w okolicach 180 gram, to będzie w granicach 12 zł...
- CO? Oszuści, naciągacze! Mówiła pani, że za 7!
- 7 zł za 100 gram!
- Jak tak, to ja nie będę tu tracić czasu!
I poszła sobie zostawiając mnie z porcją ryby. Którą potem musiałam kupić, żeby się nie zmarnowało. Całkiem smaczna, swoją drogą...

2.
Kolejna samotna pani emerytka, tym razem bez próbek. Prosi o mniejszą rybkę, samą, bez dodatków, godzi się na to, że będzie kosztować ok. 14 zł. Przynoszę jej porcję. Pani na widok ryby przybrała barwę purpury.
- Ale ja chciałam samą rybę!
Patrzę na tackę. Pomylili się? Nie, na papierowej tacce leży ryba, samotna jak palec, żadnego chleba, chrzanu, ani innych rzeczy uznawanych za dodatki...
- I to jest pani ryba - mówię nieśmiało.
- A to co? - pyta pani z dzikim oburzeniem, wskazując cytrynę. Owszem, do każdej ryby dodawaliśmy na talerz przybranie: kawałek ogórka, pomidora i cytryny, ale już po zważeniu ryby. Ot, taka dekoracja. Nie kładliśmy tego na rybę, tylko obok, w rogi tacki, ktoś chciał, to zjadł, nie to nie, większość się wyrzucało. Było to dla mnie tak zwyczajne, że nawet nie zwracałam uwagi.
- To jest taka dekoracja. Dodajemy do wszystkich porcji, proszę się rozejrzeć po stolikach.
- Ale ja chciałam bez! Chciałam samą rybę, co pani mi tu przynosi?! Ja za to nie zapłacę! - i wyjmuje demonstracyjnie pomidora.
- Nie płaci pani za to. Samą rybę mogę zważyć na pani oczach, tam jest waga, tu jest rachunek i cena. Proszę sobie przeliczyć. Za pomidora, ogórka i cytrynę pani nie płaci, jeśli tak przeszkadzają radzę wyrzucić.
I czym prędzej uciekłam.

gastronomia

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 457 (537)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…