Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#36778

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Rzecz działa się na dość zaludnionej ulicy.
Przechodząc przez jezdnię usłyszałam okropny pisk.
Zaczęłam oglądać się w poszukiwaniu źródła dźwięku.
Piszczał mały szczeniak z wielką,krwawą raną na tułowiu.
Właściciela nie widać,żadnej obroży-nic...
Ludzie przechodzą obojętnie,z czasem z lekka go przydeptując.
"No dobra"-myślę.
-"Ja mu pomogę"
Podchodzę ,biorę psiaka na ręce,niosę do najbliższego weterynarza,w końcu docieram,cała pokrwawiona,ale szczegół.
Weterynarz obejrzał psa,zdjagnozował,że pewnie ktoś go przejechał i chąc, niechcąc wyrzucił go rannego na chodnik.Pies musiał zostać w przechodni,bo rana dość poważna-miałam go odebrać za
tydzień...Po tygodniu wracam,rana rzszyta,blizna jest,ale trudno.Biorę szczenię,wychodząc z podziękowaniami od weterynarza,bo jak bym nie zareagowała,to w pewnym czasie by zdechł. Teraz tylko znaleźć właściciela.Rozwieszam plakaty,wstawiam ogłoszenia...po dwóch dniach właściel się znalazł,dowiedział się o losie Twista (bo tak miał na imię) i dziękował...Dowiedziałam się,że zwierzę uciekło,bo wystraszyło się jakiegoś dźwięku i nikt nie mógł jego znaleźć.Do dziś widuję pana Ryszarda i Twista jak spacerują po łące ,no i oczywiście zawsze zatrzymuje się i rozmawiam. Teraz pomyślmy-dlaczego nikt nie reagował na rannego zwierzaka? Dlaczego każdy miał gdzieś? Gdyby nie nagła pomoc-już by go nie było...A rana na tułowiu zostanie na zawsze...

Środek uliy

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 30 (168)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…