zarchiwizowany
Skomentuj
(8)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Piekielny Dzień. W trzech częściach.
Akt I.
Tak się składa, że zazwyczaj na zakupy jeżdżę rowerem. Moja mieścinka jest nieduża, więc dojadę praktycznie wszędzie. Niestety, przez bardzo długi czas nie było u nas ścieżek rowerowych. Teraz, gdy już powstały, nieprzyzwyczajone społeczeństwo traktuje je jak chodnik z narysowanym nie wiadomo w jakim celu rowerem.
Jechałam sobie powolutku, spokojnie. Dzień przyjemny, słoneczny, lekki, chłodny wiaterek - aż przyjemnie posiedzieć na dworze. Na ścieżce rowerowej (oddzielonej od chodnika wysokimi na metr krzakami) zauważam dwie paniusie piekielne posuwające się w tempie spacerowym o kijaszkach do nordic walkingu, z pieskiem w postaci czarnego, spasionego serdelka na przykrótkich nóżkach, z krzywym zgryzem. Piesek biega sobie na rozciągniętej smyczy.
Sama ścieżka rowerowa ma może z 2, może z 2,5 metra szerokości. Miałabym wystarczająco dużo miejsca, żeby obie Paniusie wyminąć, gdyby nie piesek, który właśnie mocno zainteresował się krzakami, uniemożliwiając mi dalszą jazdę (z jednej strony krzaki, z drugiej płot).
Zwolniłam do tempa iście ślimaczego i postanowiłam dać znać, że chcę przejechać.
[J] - Ja, [P1] Paniusia pierwsza i [P2] druga.
[J] Przepraszam!
Nic.
[J] Przepraszam, mogą mnie panie przepuścić?
[P1] A ty taka owaka! Nie nauczyli cię że się po chodniku nie jeździ rowerem?
[J] Ale to jest ścieżka rowerowa, przepraszam. - zaczynam zwalniać jeszcze bardziej, w końcu schodzę z roweru, bo nie jestem już w stanie utrzymać równowagi.
[P2] Kpisz sobie chyba, głupia! Tu jest chodnik, a trawnik jest dla psów, nie dla widoków rowerzystów! Na ulicę z rowerem!
Trawnik, w mniemaniu Paniusi, to dwudziestocentymetrowy pas chwastów pod ogrodzeniem.
[J] Stoi PANI na piktogramie ROWERU. Czy może pani ściągnąć psa i umożliwić mi przejazd?
Pani pomruczała pod nosem i zawołała psa, skracając mu smycz i robiąc mi trochę miejsca.
[J] Dziękuję.
Już miałam odetchnąć z ulgą. Wsiadam na rower, odpycham się, przejeżdżam pół metra... I ląduję jak długa na chodniku, na boku.
Piekielna Paniusia wetknęła mi w szprychy swój badylek do spacerowania. I poszła, zostawiając mnie zalaną krwią (żadna większa krzywda, po prostu chodnik ma taką fakturę, że zostało na nim sporo mojej skóry), moje pogięte szprychy i swój patyk. Badyl odwiesiłam na ogrodzenie za specjalny uchwyt. Chcąc, nie chcąc, rower wzięłam i poszłam dalej na pieszo.
Koniec Aktu I.
Akt I.
Tak się składa, że zazwyczaj na zakupy jeżdżę rowerem. Moja mieścinka jest nieduża, więc dojadę praktycznie wszędzie. Niestety, przez bardzo długi czas nie było u nas ścieżek rowerowych. Teraz, gdy już powstały, nieprzyzwyczajone społeczeństwo traktuje je jak chodnik z narysowanym nie wiadomo w jakim celu rowerem.
Jechałam sobie powolutku, spokojnie. Dzień przyjemny, słoneczny, lekki, chłodny wiaterek - aż przyjemnie posiedzieć na dworze. Na ścieżce rowerowej (oddzielonej od chodnika wysokimi na metr krzakami) zauważam dwie paniusie piekielne posuwające się w tempie spacerowym o kijaszkach do nordic walkingu, z pieskiem w postaci czarnego, spasionego serdelka na przykrótkich nóżkach, z krzywym zgryzem. Piesek biega sobie na rozciągniętej smyczy.
Sama ścieżka rowerowa ma może z 2, może z 2,5 metra szerokości. Miałabym wystarczająco dużo miejsca, żeby obie Paniusie wyminąć, gdyby nie piesek, który właśnie mocno zainteresował się krzakami, uniemożliwiając mi dalszą jazdę (z jednej strony krzaki, z drugiej płot).
Zwolniłam do tempa iście ślimaczego i postanowiłam dać znać, że chcę przejechać.
[J] - Ja, [P1] Paniusia pierwsza i [P2] druga.
[J] Przepraszam!
Nic.
[J] Przepraszam, mogą mnie panie przepuścić?
[P1] A ty taka owaka! Nie nauczyli cię że się po chodniku nie jeździ rowerem?
[J] Ale to jest ścieżka rowerowa, przepraszam. - zaczynam zwalniać jeszcze bardziej, w końcu schodzę z roweru, bo nie jestem już w stanie utrzymać równowagi.
[P2] Kpisz sobie chyba, głupia! Tu jest chodnik, a trawnik jest dla psów, nie dla widoków rowerzystów! Na ulicę z rowerem!
Trawnik, w mniemaniu Paniusi, to dwudziestocentymetrowy pas chwastów pod ogrodzeniem.
[J] Stoi PANI na piktogramie ROWERU. Czy może pani ściągnąć psa i umożliwić mi przejazd?
Pani pomruczała pod nosem i zawołała psa, skracając mu smycz i robiąc mi trochę miejsca.
[J] Dziękuję.
Już miałam odetchnąć z ulgą. Wsiadam na rower, odpycham się, przejeżdżam pół metra... I ląduję jak długa na chodniku, na boku.
Piekielna Paniusia wetknęła mi w szprychy swój badylek do spacerowania. I poszła, zostawiając mnie zalaną krwią (żadna większa krzywda, po prostu chodnik ma taką fakturę, że zostało na nim sporo mojej skóry), moje pogięte szprychy i swój patyk. Badyl odwiesiłam na ogrodzenie za specjalny uchwyt. Chcąc, nie chcąc, rower wzięłam i poszłam dalej na pieszo.
Koniec Aktu I.
ścieżka rowerowa i panie
Ocena:
70
(144)
Komentarze