Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#37061

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielny Dzień. W trzech częściach.

Akt I.
Tak się składa, że zazwyczaj na zakupy jeżdżę rowerem. Moja mieścinka jest nieduża, więc dojadę praktycznie wszędzie. Niestety, przez bardzo długi czas nie było u nas ścieżek rowerowych. Teraz, gdy już powstały, nieprzyzwyczajone społeczeństwo traktuje je jak chodnik z narysowanym nie wiadomo w jakim celu rowerem.
Jechałam sobie powolutku, spokojnie. Dzień przyjemny, słoneczny, lekki, chłodny wiaterek - aż przyjemnie posiedzieć na dworze. Na ścieżce rowerowej (oddzielonej od chodnika wysokimi na metr krzakami) zauważam dwie paniusie piekielne posuwające się w tempie spacerowym o kijaszkach do nordic walkingu, z pieskiem w postaci czarnego, spasionego serdelka na przykrótkich nóżkach, z krzywym zgryzem. Piesek biega sobie na rozciągniętej smyczy.
Sama ścieżka rowerowa ma może z 2, może z 2,5 metra szerokości. Miałabym wystarczająco dużo miejsca, żeby obie Paniusie wyminąć, gdyby nie piesek, który właśnie mocno zainteresował się krzakami, uniemożliwiając mi dalszą jazdę (z jednej strony krzaki, z drugiej płot).

Zwolniłam do tempa iście ślimaczego i postanowiłam dać znać, że chcę przejechać.
[J] - Ja, [P1] Paniusia pierwsza i [P2] druga.
[J] Przepraszam!
Nic.
[J] Przepraszam, mogą mnie panie przepuścić?
[P1] A ty taka owaka! Nie nauczyli cię że się po chodniku nie jeździ rowerem?
[J] Ale to jest ścieżka rowerowa, przepraszam. - zaczynam zwalniać jeszcze bardziej, w końcu schodzę z roweru, bo nie jestem już w stanie utrzymać równowagi.
[P2] Kpisz sobie chyba, głupia! Tu jest chodnik, a trawnik jest dla psów, nie dla widoków rowerzystów! Na ulicę z rowerem!
Trawnik, w mniemaniu Paniusi, to dwudziestocentymetrowy pas chwastów pod ogrodzeniem.
[J] Stoi PANI na piktogramie ROWERU. Czy może pani ściągnąć psa i umożliwić mi przejazd?
Pani pomruczała pod nosem i zawołała psa, skracając mu smycz i robiąc mi trochę miejsca.
[J] Dziękuję.
Już miałam odetchnąć z ulgą. Wsiadam na rower, odpycham się, przejeżdżam pół metra... I ląduję jak długa na chodniku, na boku.

Piekielna Paniusia wetknęła mi w szprychy swój badylek do spacerowania. I poszła, zostawiając mnie zalaną krwią (żadna większa krzywda, po prostu chodnik ma taką fakturę, że zostało na nim sporo mojej skóry), moje pogięte szprychy i swój patyk. Badyl odwiesiłam na ogrodzenie za specjalny uchwyt. Chcąc, nie chcąc, rower wzięłam i poszłam dalej na pieszo.

Koniec Aktu I.

ścieżka rowerowa i panie

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 70 (144)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…