Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#37063

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielny Dzień. W trzech częściach.

Akt II.
Po tym, jak zostałam dosłownie zrównana z ziemią przez Piekielną Paniusię, wyglądałam raczej żałośnie. Obdrapana, pokryta krwią i zakurzona. Uznałam jednak, że nie opłaca mi się wracać do domu i przyjeżdżać znów do sklepu, w pobliżu którego się znajdowałam. Postanowiłam zaryzykować wywalenie mnie na zbity pysk (choć nie podejrzewałam, że tak się stanie - w końcu mieścinka jest mała, a sklep odwiedzany przeze mnie często - znają mnie z widzenia) i weszłam do środka. Po jedną, słownie JEDNĄ, butelkę oranżady.
Kolejka dość spora. Stoję sobie grzecznie, dzierżę butlę z piciem. Nikt nie patrzy się na mnie podejrzanie - ku mojej uldze.
Wtem rozlega się magiczny dzwoneczek, zwiastujący przyjście drugiej kasjerki. Wychodzę więc z kolejki, by poczekać na otwarcie kasy. Pani mijając mnie krzyczy "zapraszam do kasy numer trzy!" więc ruszam w tamtym kierunku i... bach.
Jakiś facet, o wyglądzie typowego, grubego cwaniaczka z dwadzieścia lat młodszą pannicą, odepchnęli mnie dość brutalnie, przejeżdżając mi po stopie wózkiem wyładowanym napojami mniej i bardziej alkoholowymi. Niestety moje paznokcie z natury są bardzo kruche - nigdy nie robiłam afery ze złamanego paznokcia, ale... Pan najeżdżając mi na stopę takim ciężarem (chyba specjalnie... normalnie wózek zatrzymałby się na moim bucie) złamał mi paznokieć. Wzdłuż. Przez całą długość dużego palca stopy. Bolało tak, że wyć zaczęłam niemal natychmiast. Ale od bólu silniejsza była złość.
[J] - Ja, [P] Piekielny.
[J] Może mi pan powiedzieć co to miało znaczyć?
[P] Zamknij mordę, obdartusie! Kto cię w ogóle do sklepu wpuścił?
[J] A takiego wieśniaka, który nie zna podstawowych zasad życia w społeczeństwie?
Pan Piekielny się nadął, zaczerwienił, pokazał mi gest Kozakiewicza i zaczął wykładać się na taśmę. Na szczęście kasjerka to dobra znajoma mojej babci, mnie zna od małego. Zmierzyła pana wzrokiem i kazała mi podać butelkę, a potem wstała i spacerowym krokiem, coby pana P. wkurzyć jeszcze bardziej, przyniosła mi paczkę chusteczek. I naliczyła je na koszt tego buraka. Próbował się stawiać, ale pani nie reagowała.

Po tym doczołgałam się jakoś do domu. Ale i to nie jest koniec piekielności tego dnia.

sklepy

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 52 (138)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…