Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#37673

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio moi rodzice postanowili wyremontować podjazd pod domem. Wiadomo 15 lat bez zmian robi swoje, polbruk już nierówny, poza tym niedawno był remont ulicy i kiepsko się nam wjeżdżało do garażu.

Spieszę z wyjaśnieniem - garaże mamy usytuowane pod domem, co powoduje, że trzeba wjeżdżać tyłem ze sporej górki, a że pomiędzy ulicą a naszym wjazdem zmieniły się wysokości poziomów, to samochody zaczepiały podwoziem o próg naszego podjazdu. W związku z tym chcieliśmy przerobić trochę podjazd.

Zadzwoniliśmy do firmy układającej polbruk, przyjechał pan właściciel. Omówiliśmy szczegóły, oczywiście wszystko się da zrobić bez problemu, jutro przyjadą pracownicy i zaczną układać. Mają skończyć w 3 dni. Wydawałoby się - świetnie. Poza tym firma z polecenia, podobno bardzo solidni i dokładni. Wpłaciliśmy zaliczkę i czekamy.

Dzień 1.
Przyjechała ekipa - 3 młodych chłopów, takich osiedlowych byczków, którzy po elokwencji i zachowaniu sądząc, ukończyli najwyżej gimnazjum. To w sumie dla nas nie stanowiło problemu, o ile robotę wykonaliby sprawnie i szybko. Dnia pierwszego zdjęli obecną kostkę i rozpoczęli formowanie nowego podjazdu. Nie wtrącaliśmy, sprawnie im to szło, podobno wszystko sobie wymierzyli i wiedzą jak robić.

Dzień 2.
Zjawiło się już tylko dwóch Panów i to z 2 godzinnym opóźnieniem. W sumie nie problem, byle układali skutecznie. Udaje im się ułożyć podjazd do późnego wieczora, teoretycznie zostają poprawki i ubicie. Nie wspominając o syfie jaki pozostał po parunastu butelkach i puszkach piwa :).

Dzień 3.
Ubili polbruk czy jak się to tam nazywa. Próba generalna wjazdu do garażu samochodem. Niestety podjazd został tak ułożony, że do garażu nie da się wjechać wcale. Samochód zawisa w powietrzu w połowie podjazdu i zaczepia podwoziem o polbruk. No nic, panowie uznali swoją porażkę i obiecali poprawić na następny dzień.

Dzień 4.
Dochodzi godzina 11. Nikogo na placu boju nie ma. Dzwonimy do właściciela firmy i mówimy co i jak - robotników nie ma, do garażu wjechać się nie da. Otóż pracownicy poinformowali szefa, że robotę skończyli i od dzisiaj robią gdzie indziej. No nic, szef powiedział, że przyjedzie tego dnia i się przyjrzy robocie. Podjechał pod wieczór i widzi, że nie da się wjechać, i że robotę należy poprawić. Dzień stracony.

Dzień 5.
Z rana przyjeżdża wk...iona ekipa, że muszą poprawiać. Rozebrali i znów od początku układają. Ułożyli. Znów źle, ciut lepiej niż poprzednio, ale wjechać wciąż nie można. Kolejny dzień stracony.

Dzień 6.
Tak się składa, że miałem na pracowników niezły podgląd, bo mój pokój był tuż nad podjazdem i mogłem ich przez okno obserwować oraz dokładnie słyszeć dialogi. Po kolejnym rozebraniu podjazdu, postanowiłem ich wybawić i trochę im wyjaśnić jak należałoby ułożyć, aby dało się wjechać, czyli że należy na początku zrobić duży spadek, a potem mocno wypłaszczyć, bo inaczej nie da się wjechać. Zostałem krótko zwyzywany, że się wtrącam. (Oczywiście pomijam w jakich słowach starali mi się tłumaczyć, że nie mam racji). Telefon do właściciela wykonałem, aby przyjechał i ponadzorował swoich pracowników, coby sprawnie skończyli i żebyśmy mogli wreszcie samochody trzymać w garażu, a nie 100m od domu, bo nie ma gdzie zaparkować.

Dzień 7.
Robotnicy znów sami. Tym razem siedzę u siebie i słyszę, jak obrażają mnie, moich rodziców i 10 pokoleń wstecz naszej rodziny. Wkurzony poszedłem na dół i wyjaśniłem, że tego sobie nie życzymy, i żeby wreszcie ruszyli z robotą bo coś co miało zająć kilka dni przeciąga się już dwa razy dłużej. Niestety po kolejnej próbie wjechać dalej nie można.

Dni 8-12.
Przyjeżdżali i znów to samo. Przyjechał szef i również nie potrafią ułożyć. Domagają się zapłaty. Zostali wyśmiani. Domagaliśmy się zwrotu zaliczki, bo robota niewykonana, a oni nawet nie potrafią ułożyć tak jak było przedtem...

Facet przestał odpowiadać na telefony. Wstyd u naszego znajomego, który polecał firmę, był jeszcze większy. Zaliczki koleś nam nie zwrócił, nam z kolei nie chciało się biec na policję o parę stówek.

Ostatecznie podjazd ułożyliśmy sami w jedną niedzielę, niestety we wszystkie inne dni mamy sporo pracy. Okazuje się, że da się tak ułożyć, co się nam udało za drugim razem po lekkich poprawkach pierwszego ułożenia.

Nie ma to jak zlecić coś "fachowcom".

usługi

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 546 (618)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…