Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#37712

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Ach, te piekielne poniedziałki... Nie wystarczy, że skończył się żwirek dla kota (naprawdę znienacka - w piątek było jeszcze pół paczki...), nie tylko mój telefon pożegnał się ze światem ze starości, a jedna z dwóch par kluczy zaginęła chwilowo u sąsiadów, to jeszcze Luby nadepnął mi na okulary.

Winy trochę w tym i mojej - zawsze kładę je przy łóżku na laptopie, bo nie mam szafki nocnej. Luby się zagapił, okulary spadły, nadepnął - i odłamały się oba zauszniki.

Noż płacz i zgrzytanie zębów. Ja bez okularów jestem jak dziecko we mgle - mam poważnie zaburzoną nie tylko ostrość, ale też perspektywę, np. trudno mi złapać szklankę. Połataliśmy co się dało taśmą samoprzylepną i wyruszyłam na rajd po optykach.

Salony firmowe w centrach handlowych okazały się albo nie prowadzić napraw, albo nie być w stanie naprawić takiego akurat uszkodzenia. Proponowano mi nowe szkła, oprawki, badania lekarskie, cuda na kiju - przestawali być mili, gdy słyszeli, że na nowe okulary po prostu mnie nie stać (500-600 zł piechotą nie chodzi przecież).

Salony "osiedlowe" - te niesieciowe, czasem przy przychodniach - również albo odmawiały naprawy, albo owszem, naprawią, ale mam się zgłosić w środę (dwa dni bez oczu!), ewentualnie mogą na za godzinkę, ale wtedy 200 zł. Witki mi opadły...

W jednym z salonów, w których nie prowadzi się napraw, pani poradziła mi, żebym udała się pod pewien adres na warszawskiej Pradze, tam jest zakład naprawiający okulary. Dotarłam: okolica zakazana, sypiące się tynki kamienic i szarych bloków, pozabijane deskami sklepiki obuwnicze i monopolowe, smród starego moczu... W jednym z bloków - zakład naprawczy. Pomieszczenie może 3x2 metry, w środku lada, radio, ławka na 2 osoby i ogromna kolejka... Kolejka dodała mi otuchy, młody, niemiły, nerwowy pan za ladą obejrzał moje okulary i kazał poczekać, to zrobi na miejscu.

Czekałam 2 godziny, bo oczywiście okulary są robione wg kolejności oddawania. W tym czasie starałam się nie napatoczyć rzemieślnikowi pod oczy, bo był i złośliwy, i niesympatyczny czasem. Ale w końcu wziął moje patrzałki, włączył lutownicę i... po 10 minutach dał mi je do ręki. Koszt naprawy + ekspres - 60 zł. Pan nawet pożegnał się miło i pogawędził chwilę, bo kolejki akurat już nie było. Z zawodu, jak się okazało, nie jest optykiem, a zakład to jego oryginalny pomysł. Można? Można.

Co w tym piekielnego, zapytacie? To, że większość wykonujących pewien rzemieślniczy w sumie zawód osób nie potrafi jego podstawowych podobno elementów... Ewentualnie robi to w bardzo ograniczonym zakresie i za niesamowite pieniądze.

Polecam ten zakład naprawczy w Warszawie. Pan, jak posłuchałam klientów, potrafi naprawić każde okulary z każdego materiału. Dokładne namiary mogę dać na PW :)

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 250 (312)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…