Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#38243

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Generalnie jestem osobą cierpliwą, staram się pomagać, a także być miłą i uprzejmą, szczególnie dla mojej rodziny. Ale to co wydarzyło się parę lat temu, przechodzi ludzkie pojęcie...
Otóż około 2 i pół roku temu moja babcia ze strony mamy, która mieszkała sama w starej kamienicy w centrum miasta złamała rękę (okoliczności dość nietypowe: zeszła do piwnicy po wiadro węgla, doskonale zdając sobie sprawę, ze sama nie da rady go wnieść na górę. Niestety, schodząc do owej piwnicy upadła na schodach. Swoją drogą, to miała ogromne szczęście, że akurat sąsiad wybierał się tam...). Kobieta, w zasadzie to już staruszka w wieku 80 lat nie była na tyle sprawna, aby sobie sama radzić, więc zamieszkała razem ze mną i moimi rodzicami w bloku na 4 piętrze-warunki nie zbyt sprzyjające, ale dawaliśmy rade. Mama chodziła codziennie rano do pracy, tato ze względu na to iż był na rencie, to większość czasu przesiadywał w domu i spełniał zachcianki babci. W końcu i na mnie przyszła kolej-nadeszły wakacje i musiałam mu pomagać. Tato rano jeździł na działkę, ja wstawałam dosyć wcześnie, aby nakarmić babcię, pomóc jej się ubrać itd. Kiedy mama wracała z pracy to także nieustannie zajmowała się nią. Jednak zaraz po tym kiedy zamieszkała ona wraz z nami dała mamie na przechowanie dosyć sporą sumę pieniędzy (jak to starsze panie mają w zwyczaju, 'chomikują' swoją emeryturę, aby następnie większość z niej oddać kościołowi). Więc mama schowała wszystkie pieniądze do szafki i pokazała babci gdzie będą się one znajdować. Któregoś dnia babcia pojechała do szpitala na parę dni, aby lekarze mogli obejrzeć jej złamaną rękę, zrobić jakieś badania. Pewnego pięknego ranka kobieta wstała o 5 rano i stwierdziła, że pójdzie się umyć, a po drodze złamała drugą rękę. Więc ja z mama pakujemy manatki i jedziemy... Założony gips, obie ręce nie sprawne, po paru dniach do domu. Niestety. Tu znów opieka, karmienie, zmienianie opatrunków, itd.
I w tym momencie zaczyna się piekło. Otóż pewnego dnia szanowna staruszka zadzwoniła do swojego syna, z którym moja mama nie odzywała się od około 10 lat (nie wnikajmy, w każdym razie zawinił właśnie mój ów wujek) i do jego żony. Kazała im natychmiast przyjechać i zabrać ją od nas bo my jesteśmy źli, niewłaściwie się nią opiekujemy. No to przyjechała tylko jej szanowna bogata synowa, bez męża (zakładam że nie miał on OCHOTY widzieć się z siostrą). Zabrała ona babcie do siebie na wieś. Moja mama nie bardzo wiedziała o co chodzi, babcia nawtykała jej jaka to ona jest zła, niedobra i takie za przeproszeniem 'sranie w banie'. Za jakiś miesiąc dzwoni babcia, brzmiało to mniej więcej tak:
[Babcia]: [Imię mojej mamy], milicja do mnie dzwoniła.
[Mama]: Słucham, o co chodzi?
[B]: Masz mi oddać moje ciężko zrobione pieniądze, które mi ukradłaś! Jak mogłaś to zrobić?!
[M]: Ja ukradłam?! Dałaś mi je na przechowanie! Co ty za bzdury opowiadasz?! (mama bliska płaczu)
Chodziło oczywiście o pieniądze, które staruszka dała na przechowanie. Co było dalej? Szkoda słów. Awantura na całego. Następnego dnia mój tato pojechał na policję, aby wszystko wyjaśnić. Okazało się iż wielmożny sierżant jest kolegą brata mojej mamy i oboje byli w zmowie. Tato nieźle mu nawtykał. A jeśli chodzi o pieniądze, to moi rodzice chcąc uniknąć dalszych awantur umówili się na spotkanie z babcią, jej synalkiem i bratową, aby zwrócić UKRADZIONE przez nas pieniądze [swoją drogą, to nieźli z nas złodzieje skoro oddaliśmy tę gotówkę]. W każdym razie na spotkaniu pojawiła się tylko synowa ze swoją córką, a po babci i wujku ani śladu. No bo po co przychodzić, lepiej kogoś wysłać... Okazało się, ze wymyślili oni jakąś umowę, której moi rodzice nie podpisali(i bardzo dobrze). Oddali jej pieniądze o których babcia im powiedziała, ale jednak wyszło na jaw, że nie wiedzieli oni o całej kwocie. Byli w szoku, że to aż tyle pieniędzy. Przy okazji nawtykali nam jakiś głupot, na temat opieki nad babcią. Nie ważne, że przez ostatnie 10 lat to ja z rodzicami się nią zajmowaliśmy, nosiliśmy jedzenie, przygarnęliśmy ją do siebie, itd. Nie. Oni są święci.
Do tej pory nie mamy kontaktu z ową KOCHANĄ BABCIĄ. Nawet nie wiemy czy wciąż żyje...

rodzina

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 74 (142)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…